XX
Duch kapitalizmu: ascetyczne bogacenie się
Tytuł niniejszego paragrafu brzmi dzisiaj zapewne zgrzytliwie dla ucha. Zestawia bowiem w jedną całość sprzeczne ze sobą pojęcia: ascezy i bogactwa. W takiej reakcji kryje się nasze niezrozumienie dla czegoś, co swego czasu było powszechną oczywistością. (Jest to, przy okazji, przykład na zawodność empatii nie popartej rzetelną wiedzą o innej formacji myślowej).
Może nie byłoby warto wgłębiać się w minione style myślenia, gdyby nie ów interesujący fenomen mentalności protestanckiej, w którym miało miejsce harmonijne pogodzenie etyki z ekonomiką. Jest to kolejny punkt, dla którego książka Webera staje się pożyteczną lekturą obecnie, kiedy to obserwujemy dotkliwe rozchodzenie się tychże sfer, mogące zagrozić schizofreniczną świadomością, każącą wybierać między ubóstwem i uczciwością, a bogactwem i szalbierstwem.
Weber przewiduje i taką możliwość. Mówi o niej jako o fakcie efemerycznie towarzyszącym początkom kapitalizmu. Przejawiał się on w formie tzw. kapitalizmu łupieżczego, awanturniczego, pasożytniczego. Polegał na szybkiej, wyzbytej skrupułów moralnych (i zresztą wszelkich innych), chęci bogacenia się. Rychło wszakże został on zepchnięty na margines, jako że był n i e-racjonalny. Kapitalista—łupieżca zagarniał gotowe dobra, a jego kariera kończyła się wówczas, gdy już wszystko zostało rozgrabione. Na dłuższą metę była to więc strategia samobójcza. Z kapitalizmem łupieżczym wygrał kapitalizm produkcyjny — jako racjonalny. Jego racjonalność polegała na inwestowaniu w produkcję i odraczaniu konsumpcji.
Aby powściągnąć — wydawało by się — naturalną chęć natychmiastowego użycia posiadanych dóbr, etyka protestancka posłużyła się niezwykle skutecznym chwytem. Sakralizowała ona — jak już o tym była mowa — samą pracę. Traktowała ją bowiem nie jako środek do celu doczesnego (bogactwa i zysku), ale jako konieczną drogę dla zbawienia duszy.
Obrazują to analizy Webera poświęcone ewolucji pojęcia »zawód«. Dla nas dziś oznacza ono po prostu profesję wykonywaną w celu podtrzymania egzystencji; coś koniecznego, lecz nie wypełniającego sobą życia (co odzwierciedla się choćby w formie potocznie wyrażanych życzeń, w rodzaju »powodzenia w pracy zawodowej i życiu osobistym*).
U schyłku średniowiecza, gdy słowo to pojawiło się właśnie w krajach protestanckich, etymologicznie oznaczało powoła-n i e. Pierwszym »profesjonalistą« w tym sensie był mnich, który pracował sumiennie i rzetelnie ad maiorem Dei gloriom. Ten znaczeniowy odcień całkowicie niemal wyparował z pojęcia •zawód*. Obecnie »powołanie* rezerwuje się dla artystów, ewentualnie tzw. wolnych zawodów; dla zwykłej reszty praca zawodowa pozostaje przykrym obowiązkiem.
Paradoks dobrobytu kapitalizmu w fazie dojrzałej, współczesnej, w świetle rozważań Webera zasadza się na tym, że obfitość dóbr materialnych (a nawet ich przesyt) nie jest zamierzonym, lecz niejako ubocznym rezultatem ducha wczesnego kapitalizmu. Był on bowiem w swej najgłębszej istocie ascetyczny.
Iluzje społeczeństw, które startując od ruiny gospodarczej zapatrują się w owo bogactwo jako obiekt marzeń, mają u swego podłoża ignorancję, niewiedzę i wręcz niechęć do poznania długiej i ciężkiej drogi, której nie można bynajmniej pokonać •skokiem rumaka«.
Lekcja (ale nie morał) z pracy Webera dla nas jest przede wszystkim taka, że nie da się opanować »materii« kapitalizmu bez przyswojenia sobie (względnie wzbudzenia) właściwego dlań •ducha*. Można zresztą to »podejrzane« słowo zastąpić innym, na przykład — mentalnością, stylem myślenia, świadomością. Jedno jest pewne: dopóki na poziomie refleksji nie rozwiąże się dylematu: etyka — ekonomika, próżno ścigać afery gospodarcze. Próżno też nawoływać do etosu pracy, dopóki taki etos nie okaże się korzystny, przynoszący profity materialne i prestiżowe zarazem.