Walter Laąueur
Terroryzm często określano mianem asymetrycznych działań wojennych - i pod względem prawnym bez wątpienia taki właśnie był. kiedy islamiści zajmowali się propagandą nawołującą do zbrodniczych działań, niejednokrotnie można było to uznać za dopuszczalne w świetle praw gwarantujących wolność słowa. Kiedy przygotowywali się do akcji terrorystycznych, można było ich aresztować i przetrzymywać kilka dni, jednak w zasadzie nie dało się ich skazać, gdyż nie wyrządzili żadnej szkody. Zawsze mógł pojawić się argument, że tak naprawdę nie mieli zamiaru przeprowadzić zamachu terrorystycznego Do tego stopnia, że w USA nawet osoby, które przeprowadziły ataki z 11 września 2001 roku, mogłyby zostać na krótko zatrzymane, ale nie można by ich było postawić w stan oskarżenia ani uznać za winne, dopóki nie przejęłyby samolotów przed ostateczną misją. Jeśli miały broń, było to oczywiście niezgodne z prawem, jednak wyroki musiały być pobłażliwe. Nawet broń masowego rażenia (zwłaszcza gdv chodziło o broń binarną, czyli materiały, które mogłyby służyć także celom pokojowym) niekoniecznie była dowodem rozstrzygają-cym. Jeśli ponad wszelką wątpliwość udowodniono komuś członkostwo w organizacji terrorystycznej, można było dowodzić, że jest to grupa partyzancka chroniona konwencją genewską lub ruch narodowowyzwoleńczy (jak stało się we Włoszech), do którego przynależność nie była czynem podlegającym karze, lecz godnym poparcia.
Najczęściej dowody przeciwko domniemanym terrorystom były me do przyjęcia przez sąd, ponieważ zostały przechwycone w różny sposób albo konieczne byłoby ujawnienie przez służby bezpieczeństwa źródeł na jawnym posiedzeniu sądu, czego zazwyczaj odma-wiano. Ze wszystkich krajów europejskich jedynie Francja miała system zdolny do mniej lub bardziej skutecznego radzenia sobie z terroryzmem, w którym to systemie w ślad za postawieniem w stan oskarżenia szły wyroki oraz deportacje. W efekcie wielu terrorystów, którzy początkowo znaleźli we Francji azyl, legalnie lub nie, w latach dziewięćdziesiątych przeniosło się z działalnością do „Londonista-iuT. W niemal wszystkich krajach Europy deportacja okazała się niezwykle trudna pod względem prawnym, dlatego też była niezwykłą rzadkością. Osoby uznane za niebezpieczne dla państwa nie mogły zostać deportowane do kraju pochodzenia, gdyż większość państw spoza Europy (w tym Stany Zjednoczone i większość krajów azjatyckich oraz afrykańskich) me zniosła kary śmierci, zawsze więc istniało ryzyko, że zostaną potraktowane brutalnie, a nawet poddane torturom. Przez całe lata trwały ekstradycje terrorystów nawet z jednego europejskiego kraju do drugiego, w którym ich poszukiwano. Niektóre z różnych przyczyn nigdy nie doszły do skutku. Gdyby
z naruszeniem tych praw kilku zatrzymanych poddano ekstradycji i ostatecznie deportowano, rozpętałoby się piekło. Jakim prawem tak niehumanitarnie postępuje się z ludźmi, których należy uznawać za niewinnych, dopóki ich wina nie zostanie udowodniona? Sytuacja była tym bardziej skomplikowana, że niektórzy z domniemanych terrorystów nie byli obcokrajowcami, tylko naturalizowanymi obywatelami danego kraju.
Naiwność i nierozumienie problemu zagrożenia terroryzmem często wymieniano jako główne przyczyny liberalnego traktowania ubiegających się o azyl, którzy koniecznie chcieli angażować się w działania z użyciem przemocy. Za niebrytyjskie Club nieskandy-nawskie) uważano nieprzyznanie schronienia osobom, które twierdziły, że w swych rodzinnych krajach znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Możliwe, że zadziałał także czynnik nieczystego sumienia, mający swe źródło jeszcze w latach trzydziestych, gdy wszystkie rzeczone kraje odmówiły przyznania azylu rzeczywistym uchodźcom z nazistowskich Niemiec. Na pewno w grę wchodzify jednak również inne pobudki. W Wielkiej Brytanii na przykład islamskim radykałom dano do zrozumienia, że gdyby powstrzymali się od „nielegalnych" działań, to znaczy nawoływań do działalności terrorystycznej wewnątrz kraju, ich obecność będzie tolerowana, natomiast na resztę poczynań przymknie się oko. Ta niepisana umowa najwyraźniej obowiązywała przez lata, a podobne ustalenia widocznie funkcjonowały w pozostałych europejskich krajach. Można by także przytoczyć argument, że dopóki działalność wojujących islami-stów nie została zakazana, łatwiej ich było infiltrować, niż gdy zmuszeni zostali do zejścia do podziemia.
Wydaje się, że takie kalkulacje niejednokrotnie się sprawdziły, często jednak nie - nie zapobiegły na przykład londyńskim atakom z lipca 2005. Ogólnie biorąc, podejście krajów europejskich do terrorystów oraz ich towarzyszy podróży polegało na tolerowaniu, póki „się zachowywali", ale w następstwie większych ataków terrorystycznych wprowadzano obostrzenia. Jeśli zamachy nie były częste, żądania zniesienia ograniczeń nasilały się zawsze wraz z zacieraniem się pamięci o tych zamachach. Wiele osób oraz grup uważało, że zagrożenie terrorystyczne jest poważnie wyolbrzymione (może nawet przez władze) oraz że ochrona praw człowieka jest obowiązkiem najważniejszym, nawet jeśli miałaby narażać na szwank ludzkie życie.
W swej walce z terroryzmem europejskie rządy nie mogły liczyć na zbytnie wsparcie ze strony społeczności muzułmańskich. Dowódca antyterrorystycznego wydziału Scotland Yardu ogłosił we wrzesz