18 WACŁAW BERENT
Muza jego w ciepłym objęciu ubóstwianej żony pozbyła się dziwactw młodości i poczęła się udzielać często, tanio i z całym wdziękiem popularności. Muza, nie żona! Zapewnia mu to na długo ciepło domowego ogniska, poszanowanie u ludzi, jakie daje dobrobyt, oraz zasłużoną dumę, jaką darzy nas popularność”.
Jelsky parsknął śmiechem. „Nie udają mi się utopie” — zdecydował.
Ale zaledwie się ten śmiech rozwiał, wyjrzało spoza niego nieubłagane oblicze rzeczywistości z dziwnym, złośliwym uśmiechem: „Nie miniesz, nie oszukasz!” — Jelsky znowu sięgnął po wino i przepłoszył te myśli ironią.
„Co się w tej głowie Mullera w tej chwili dziać musi?
Hm?... Beatrice--puściła się!... Musisz sobie przyznać, że
doświadczasz dreszczu na wskroś nowego!”
Śmiech Jelsky’ego rozległ się głośną gamą po kawiarni.
„Hm — mruknął głaszcząc wąsy — jeżeli to żywe zainteresowanie się społeczeństwa sztuką będzie i nadal wsiąkało szczęśliwie we wszystkie pory znudzenia i bezmyślności, we wszystkie próżnie i pychy żyda, należy się spodziewać, że z końcem wieku każdy szanujący się bankier będzie wymagał od swej metresy1, aby dawała five o’clock’\ artystyczne i w chwilach wolnych od zajęć była platoniczną Laurą2 lub Beatryczą dla jakiegoś młodego, pełnego nadziei geniusza. Pod koniec wieku bankierów stać będzie na przyjariół-ki z uniwersyteckim nawet wykształceniem; zaś artyśri, w swym życiowym noli me tangere3 oraz w głębokiej nienawiści do spraw społecznego smętku, potrafią pogodzić i taki stan rzeczy z błękitnym marzeniem o absolucie”4.
Jelsky zatarł ręce. „Ta utopijka udała mi się wcale nieźle.
Jednym słowem, fuszerką miłości, małżeństwa, beatry-czowych natchnień źródłem my się leczyć nie będziemy.
A gdyby tak spróbować kuracji w dietetycznym sanatorium obywatelskości? Smętna to wprawdzie rzecz współpra-cownictwo w jakimś etyczno-społeczno-zagraniczno-staty-stycznym i jedynie nieomylnym organie tygodniowej opinii, jednakże — Boże wielki, czego rozbitek życiowy nie robi! A środek — bywalcy to wiedzą! — probatum esł14. -Umiesz pan pisać?» «Umiem». -Damy panu dział krytyki artystycznej i naukowej*. «0 co właściwie będzie chodziło?* «0 obywa-telskość*. «Boii!» — Czy może być rzewniejsza i prostsza droga cnoty nad tę, jaką wskazuje społeczeństwo obywatelom umiejącym pisać”.
Ze wszystkich kątów kawiarni przynosiło mu echo raz po raz własny śmiech, niby złośliwe pohukiwanie gnomów w górskim uroczysku. Przymrużone oczy Jelsky’ego zapatrzyły się w dal bezświetlną i ponurą.
Nagle, tam za wielkimi szybami kawiarni coś szarpnęło jakby miejskim pogwarem; zadrgało w powietrzu, zadudnia-ło po brukach miarowo i mocno. Z łoskotem trąb i bębnów grzmotem wpadły w turkot uliczny tęgie, twarde rytmy wojskowego marsza. Już tam za oknami poplątał się tłum, już się sypnęła ruchliwa awangarda uliczników15.
„Oto idą panowie, którzy wyrażają opinię narodów — myślał Jelsky patrząc na tych łobuzów. — Oto idą narożni przyjaciele trotuarowych samotnic, ich wrogowie z obowiązku, kamloci oraz inni próżniacy. «Ecrasez 1’infameh16— «Conspu-
14 probatum est (łac.) — tu: wypróbowany.
i* awangarda uliczników — tutaj: żartobliwe określenie przedniego oddziału kolumny maszerującej; w znaczeniu wojskowym awangarda ma ubezpieczać od czoła przed nieprzyjacielem główne kolumny wojska.
i6 (fr.) — zgniećcie niegodziwość; ulubione powiedzenie Woltera, który przez „niegodziwość” rozumiał fanatyzm religijny i nietole-rancję.
metresa (z fr.) — utrzymanka.
n platoniczna Laura — idealne natchnienie dla poety; Laura była takim natchnieniem dla Petrarki.
noli me tangere (łac.) — nie tykaj sięmnie. Słowa Chrystusa do Marii Magdaleny (Ewangelia św. Jana, XX, 17, w przekł. Jakuba
Wujka.) i • j ui
błękitne marzenie o absolucie — ponowna aluzja do symbolu niebieskiego kwiatu Novalisa (zob. cz. II, rozdz. 1, przyp. 36).