mieszkańcy, uregulowana Wisła (nie taki znów skromny postulat), porządnie pobudowane miasta, a nawet międzynarodowa wymiana towarowi dzieł kultury; ale bez giełdy i pogoni za zyskiem, bez dymu, zgiełku i kamiennego świata kapitalizmu. Był więc Brodziński, rzec można, prekursorem walki o czystość wód i powietrza, gdyż nie wyrzekając się postępu, zapobiec chciał z góry skażeniu naturalnego środowiska człowieka. W jego marzeniu natura i kultura osiągały względnie harmonijną jednię: natura nie dzika i pierwotna, lecz uładzona ręką skrzętnego gospodarza. Bo postacią centralną tego krajobrazu był rolnik, oracz, gospodarz światły i pracowity, a przy tym poprzestający na swych skromnych potrzebach.
W ekonomii politycznej wzrost potrzeb był pierwszym warunkiem rozwoju. W ekonomii moralnej groził zatraceniem naturalności ludzkiej. Cywilizacja burżuazyjna, oglądana od tej strony, okazywała się przede wszystkim pokusą wyuzdanej konsumpcji. „A przemysł, z nim zbytek, ze słabej strony schwycił nas prostaczków. Z góry zaczął schlebiać naszym namiętnościom i wygódkom ciała. Osnuwszy się jak jedwabnik w długą przędzę deklamatorskich wywodów, dostał się do skromnych dworków ziemian naszych i zabrudził ich myśl rolniczą; z katedry nawet w poważnej todze wpływ swój rozszerzał! Nikt nie śmiał bąknąć słówka przeciw niemu, chociaż na spodzie leżała prawda, że on to szychem swoim chce stłumić prawdę Bożą w naszych sercach i myśli, a wabiąc ku sobie, jak piękna zalotnica, unurzyć je i zbrudzić w kale cielesności”24.
Źe „nikt nie śmiał bąknąć słówka” — to już należy uznać za retoryczną licencję. Przeciwko przemysłowi bąkano nie mniej niż za przemysłem, choć niekoniecznie z katedry uniwersyteckiej. Uznać można za prawidłowość okresu wczesnego kapitalizmu, że im bardziej rozprzestrzeniał się przemysł, jego produkty i związany z nim typ mentalności gospodarczej, tym bardziej nasilała się werbalna przeciwko niemu reakcja. Stosunek treści ideowych zartykułowanych w tekstach kultury do postaw sprawdzających się w praktyce społecznych zachowań jest relacją bynajmniej nie jednoznaczną. Wzory kultury mogą uświęcać i usprawiedliwiać potoczny behavior, ale mogą być także konstruowane wbrew i na przekór niemu, z intencją dydaktyczną lub kompensacyjną. Literatura heroistyczna nie zawsze
24 Jest to rzekomy monolog Brodzińskiego w relacji pamiętnikarskiej K. W. Wójcickiego; cyt. wg: A. Wit* 162 kowsk*. Kazimierz Brodziński, s. 218-219.
wyrasta z gleby heroicznego ethosu, a potępianie chryzolatrii bywa najpowszechniejsze wtedy, gdy ludzi ogarnia gorączka złota. 1 wcale nie jest pewne, iż oskarżycielami miasta byli zawsze nieprzejednani rustykanie.
W latach dwudziestych coraz to więcej wiejskiej szlachty ciągnęło do Warszawy czy do Lwowa i wraz z tym wznowiony został literacki proces przeciwko miastu, tej szulerni, w której króluje moda, lichwa, próżniactwo, rozpusta i wszystkie inne grzechy główne i poboczne25. Generalnie przeciw miastu obraca się polska komedia—twór miejskiej przecież kultury, wystawiany dla miejskiej publiczności, a uparcie rewindykujący wartości życia sielskiego. Wiejska szlachta może być pełna przywar, może być chytra, pieniacka i jowialska, ale grunt moralny jest w niej zdrowy, podczas gdy w mieście jeno Łatki i Geldhaby. W mieście wszystko za dotknięciem pióra zamienia się w fałsz: romantyczność jest pozą, religijność hipokryzją, wierność małżeńska oszustwem26. Miasto jest nie strzeżonym terenem polowań Balzakowskich łowców kobiet, posagów i karier. Ale nawet miasto pracowite, choć bardzo jeszcze rzadko pojawia się w książkach, a nigdy bodaj na scenie, jest — jakby rzekł Brodziński — unurzane „w kale cielesności”.
Oświecenie nie znało tego dualistycznego poglądu na społeczeństwo, które ma swoją cielesność i swoją duchowość. To przyszło z pierwocinami romantyzmu. Bez cielesności żyć wprawdzie nie można, ale jest ona jednak czymś wstydliwym, czymś niskim. Ta cywilizacja, która całą ludzką uwagę i energię kieruje ku celom cielesnym — zarabianiu, handlowaniu, spożywaniu — zdawała się nieprzyzwoicie trywialna. A tym samym trywialna musiała być cywilizacji takiej teoria, czyli ekonomia polityczna.
Ostentacyjna, zgeneralizowana niechęć do kapitalistycznej modernizacji życia i myślenia nie była więc, jak widać, atrybutem jakiejś jedvj ideologii. Pracowały na nią rozmaite ciągi kulturowego dziedzictwa. A więc najpierw odruchowa neofobia rolnika, gospodarza przywykłego do statecznej i cyklicznej rutyny pracy i obrzędu, do niezmienności sprzętów domowych i inwentarskich. A dalej błogo-
15 Pisze o tym szerzej A. Zieliński, \arid i uarodmooU a polskiej literaturze i publicystyce lat 1815-1831$
Wrocław 1969, s. 67-89.
24 Z. Szweykowski, Fredro — teróg miasta, nadb. z Kń(gi Pomiątkotttj ku uczczeniu czterdziestolecia pracy naukowej Pro/. Dra Juliusza Kleinera, Łódź 1949, s. 231-347. 163
u*