prawda sąsiedztwa takie spotykaliśmy już u Cieszkowskiego, ale jc&t pewna różnica. Mówiąc skrótem: Cieszkowski błogosławił nawozy (sztuczne zresztą), a Mittelstaedt Pana Boga zaangażował na rządcę folwarku.
Zarysy ekonomii politycznej zgodne z religią chrześcijańską przez wiele stron powtarzają typowe rezonowania romantycznych słowiano-jfilów. Postęp materialny nie przyniósł ludziom szczęścia, społeczeństwo zostało rozbite na atomy, Germanie (tj. Anglicy i Niemcy) 3 powierzchownie tylko przyjęli wiarę chrześcijańską, a Francuzi, choć szlachetniejsi, też są poganami, „giełdę okrzyknęli nową świątynią, czczą cielca złotego”. Smith poświęcił ducha dla materii, reformatorzy socjalistyczni mają dobre chęci, ale nic mądrego nie wymyślili, bogacze umierają z niestrawności, a proletariusze z głodu, i tak wszędzie postęp mechaniki i inteligencji na złe się obraca przyśpieszając „smutny -koniec cywilizacji Zachodu”1. My nie wejdziemy na tę nieszczęsną drogę teoretycznych spekulacji i praktycznego rozumu. My Słowianie, lud boży, „naród słowa żywego — czynu”, my i bez teorii wprowadzimy w życie zdrowe zasady ekonomii: „nam łatwiej rządzić się prostym rozumem, oświeconym nauką Zbawiciela, jak bałamuctwami zachodniej Europy”2 3. Nam łatwiej, bo my łagodni, rolniczy, przez biedę i cierpienia wydoskonaleni. A nasz język taki już jest, że usposabia do uczenia się wszystkich języków, a zatem i do pośrednictwa między narodami. A nasza ziemia to taka jest urodzajna, że w zbożu „żaden kraj z nami konkurencji nie wytrzyma”. Więc my Słowianie stworzymy prawdziwą ekonomię polityczną — „nie dla uczonych, ale dla każdego co ma zdrowy rozsądek”. I rozpoczniemy epokę miłości społecznej, która świat w ostatniej chwili uratuje od duchowej śmierci
Bo weźmy ita przykład handel. W handlu pięknie może się iścić miłość społeczna, byle tylko stopa kredytowa była niska, bo inaczej tylko lichwiarze się bogacą. I żeby ceł nie było na wywożone zboże, „ponieważ im więcej dajemy innym narodom, tent się więcej bogacimy1'* Bieda w tym, że nasz handel jest szachrajski i zapewne długo jeszcze czekać będziemy musieli na chrześcijańskiego kupca, co by — jak Mohort — stal na wartowni bacząc, aby inne narody niżej kosztów
produkcji nam za zboże nie płaciły,35. Konkurencja dobra jest, tylko żeby nie była pogańska, żeby była współubieganiem się w miłości i poświęceniu. Bo przecież narody tak są przez Boga rozdzielone co do produkcji i wyrobu ducha, jak robotnicy w fabryce. „Niech Królestwo Polskie produkuje najlepszą pszenicę i wykonywa cnoty chrześcijańskie, Włochy pomarańcze, cytryny i sztuki piękne, Cesarstwo Rosyjskie drogocenne futra, skóry, płody ziemne kopalne itd. Przez handel stają się narody dla siebie potrzebne, [...] poznają się bliżej i pokochają”4 5. Amen.
Połączyły się więc nareszcie cnoty chrześcijańskie z cenami pszenicy, słowiańska eschatologia z niską stopą procentową. Nic łatwiejszego, jak zasady te zastosować do gospodarstwa wiejskiego, bo tu mamy do czynienia z liczbami, a te są nieubłagane: „w przyszłości też mężowie i obywatele będą mówić wymownie liczbami albo Ewangelią, gadanina ustanie”. Na razie autor wyjaśnia, „jak to rozumnie i korzystnie dla nas kochać bliźniego”6.
Rzecz w tym właśnie, żeby rozumnie kochać lud. Już przecież ksiądz Skarga mówił, że lud to są dzieci obywateli ziemskich, którzy za nie i o nich myśleć i dbać mają. A kochać dzieci to nie znaczy pobłażać im, lecz szczepić w nich zasady moralne. Na przykład ci „filantropi”, co chcą dzielić ziemię między chłopów, gorsi są od Hunów i Tatarów. Wiadomo przecież, że małe gospodarstwa są niewydajne, a chłop--kolonista mało co kupuje na rynku. Zatem uwłaszczenie zniszczyłoby na zawsze kulturę rolną i przemysł, „krótko mówiąc, wróciłyby czasy barbarzyństwa”. Ponadto byłoby bezprawiem: od czasu bowiem, gdy kodeks Napoleona szczęśliwie „uwolnił ludzi i ziemię zrobił wolną”,, już o żadnym prawie chłopów pańszczyźnianych do ziemi i mowy być nie może, chyba żeby (jak mawiał Gołuchowski) „jednym wziąć, a drugim dać”7.
Dziedzic ma więc miłować bliźniego z korzyścią dla siebie. Co się jednak ludu tyczy, to — powiada Mittelstaedt — błądzą ci ekonomiści, którzy radzą obudzić w nim pracowitość wskazując mu korzyści materialne, „albo co gorsza, starając się sztuczne zrodzić potrzeby w klassie wyrobniczej, chcą pracę i pilność w róbotniku obudzić, aby
m Ibidem, s. 5-8, 12-15, 22-25.
1,1 Ibidem, s. 10, 17.
Ibidem, s. 29-34.
155 Ibidem, s. 132-135.
Ibidem, s. 53-54.
37 Ibidem, s. 58-59.
ibidem, *.,77-81.