też program i gimnazjów, i szkól realnych zupełnie nie jest przystosowany do rzeczywistości. U nas potrzeba skróconej szkoły zawodowej22.
Uporczywie powracał do tej spraw# Bolesław Prus. Od roku 1875 pozostawaTw stałym kontakcie z Biurem dla Poszukujących Pracy w Warszawie i skwapliwie ogłaszał otrzymane stamtąd informacje. Biuro to, utworzone z inicjatywy ,,Gazety Polskiej”, a kierowane przez tegoż redaktora „Przeglądu Technicznego”, inżyniera Stefana Kossutha, było niewielką prywatną agencją pośrednictwa pracy dla inteligencji i fachowców. Bieda w tym — donosił Prus — że połowa klientów biura to „ludzie do wszystkiego”, czyli właśnie bez fachu. „Pracodawcy zapytują o hutników, ogrodników, buchalterów, mechaników itd., osoby zaś gotowe zająć każdą posadę (po większej części spadli z etatu urzędnicy) umieją wprawdzie dobrze czytać, pisać i rachować, znają do pewnego stopnia przepisy prawne i administracyjne, lecz ani ogrodnikami, ani mechanikami być nie mogą”. Jakoż w roku 1876 w dziale „ogólnym” biura, rejestrującym owych „ludzi do wszystkiego”, przypadało ponad 20 kandydatów na jedną zaofiarowaną posadę. Co prawda znaczna przewaga podaży pracy nad popytem na nią występowała we wszystkich prawie specjalnościach: np. w dziale „technicznym” na 1 wakujące miejsce czekało 4 kandydatów. Niedobór — o ile wnosić można z mało szczegółowych tabelek Prusa -— występował tylko w najmniej widocznie atrakcyjnych zawodach ogrodnika oraz nauczyciela prywatnego. Kronikarz pouczał jednak czytelników, że choć „o pracę w ogóle jest u nas trudno, w każdym jednak razie specjalista znajdzie ją prawie siedem razy łatwiej niż człowiek niefachowy”. Tymczasem zaś „w kraju mnóstwo ludzi bez zajęcia, jeszcze więcej dzieci, które uczą się łaciny i greczyzny, aby zwiększyć zastępy nie dokończonego proletariatu”. Za każdym więc razem rzecz się kończyła apelem do fabrykantów, do obywateli ziemskich, do rzemieślników o zbieranie funduszów na szkoły zawodowe. „Bez tych szkół dzisiejsze pokolenie jest dla pracy produkcyjnej stracone i następne także będzie.stracone”23.
Rząd nie zdradzał zainteresowania zmianą profihi wykształcenia średniego, co było raczej wyrazem konserwatyzmu niż interesu politycznego: ten bowiem powinien był skłaniać władze oświatowe do
A. Celichowłki, O nagrodoćh szkolnych slota kilko. „Niwa" t. XVIII. 1880. s. 73-80. r B. Prus, Kroniki, opr. Z. Szwcykuwski, 1.1, cz, 2, Warszawa 1956, t. 241-242, 446; i. II. Warszawa 1953, 238 t. 176-177, 224, 285, 513-514, 522-523.
otwarcia młodzieży polskie) właśnie dróg zawodowych kosztem kształcenia ogólnego, w którym wciąż przeważały przedmioty filologiczne. Fundatorzy także się nie spieszyli. W roku 1875 jpowstała wprawdzie — sumptem Leopolda Kronenberga — Szkoła Handlowa, ale średnich szkół techniczno-rzemieślniczych nie było nadal, jeśli nie liczyć niższej szkoły technicznej przy warsztatach Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej oraz jedynej w Królestwie „wyższej szkoły rzemieślniczej” w Lodzi, o programie niewiele odbiegającym od gimnazjum realnego24.
Minęło jeszcze 15 lat, rząd zezwolił na zakładanie prywatnych szkół zawodowych, ale szkół nadal nie było. W roku 1891 ubolewał nad tym konserwatywny „Wiek”: „Tymczasem młodzież ze wszelakich sfer społecznych, uboższa i bogatsza, zdolna i niezdolna, nie mając wyboru, ciśnie się do gimnazjów' i szkół realnych, a ciśnie się-tak tłumnie, że zakłady te zaledwie połowę kandydatów przyjąć mogą. Ogromny procent tej młodzieży, która zdołała się do gimnazjów docisnąć, całkowitego kursu nie kończy, poprzestaje na trzech, czterech, pięciu klasach i idzie w świat, szuka chleba, nie mając żadnych kwalifikacji, żadnego przygotowania do zawodu praktycznego. Tworzą się z niej ludzie do «wszystkiego», a właściwie do niczego, i na samym początku samodzielnego istnienia spotykają ich gorzkie rozczarowania i zawody”2.
„Wiek” widział w tym skutki braku wyboru, natomiast Poseł Prawdy-—skutki wyboru właśnie. „Ci «ludziedowszystkiego» — pisał komentując powyższy artykuł — to przeważnie większość naszego • społeczeństwa, które też tłoczy się do wszelakich biur, gdzie tylko nie potrzeba żadnych uzdolnień specjalnych. Kolej żelazna to dziś ziemia obiecana dla tego niezliczonego zastępu. [...;] Zaiste, dziwny widok! Z jednej strony olbrzymia gromada ludzi bez pracy, z drugiej rozległe jej pola pozbawione rąk. Już nie sam rozum argumentami, ale doświadczenie rózgami przekonywa nas, że musimy przygotowywać się do zawodów produkcyjnych. Daremnie! Ojcowie i dzieci pod tą chłostą nie przestają marzyć o urzędach i w ogóle «posadach» [...] Ten i ów woli pisywać «powiestki» w sądzie lub być kancelistą za 20 rs. miesięcznie,
Ibidem, 1.11,1.521. Szerzej n tym J. M iqso, S zkolmctwo zawodowe w Królestwie Polskim w latach ISIS-1915, Wrocław 1966, t. 112-114.
25 Szkoły zawodowe, „Wiek" 1891, cyl. wg: A. Świętochowski, Liberum wio, opr. S. Siadler i M. Brykałska, >t. II, Warszawa 1976, s. 105. Zob. takie: Szkoła rzemiosł, „Słowo" 1890, nr 200.
239