Afryki: listy nadesłane przez rodzinę A..., listy od rozmaitych przyjaciół.
Jakieś stłumione postukiwanie kieruje uwagę na zachodni odcinek tarasu, po drugiej stronie łóżka, za oknami o spuszczonych żaluzjach. Może to być odgłos kroków na kamiennych płytach posadzki. Jednakże boy i kucharz powinni już spać od dawna. Zresztą ich bose stopy lub pantofle na podeszwach z plecionego sznura są zupełnie bezszelestne.
Odgłos wkrótce ustał. Jeżeli istotnie ktoś chodził, to jego krok był szybki, skradający się cicho i lekko. Nie przypominał w niczym kroków mężczyzny, lecz raczej chód jakiegoś czworonoga: może dziki pies zabłąkał się na tarasie.
Odgłos trwał zbyt krótko, by pamięć mogła zachować jakieś wyraźne wspomnienie, ucho nie miało czasu dobrze się weń wsłuchać. Ile razy powtórzyły się te lekkie klapnięcia na kamiennych płytach? Może pięć czy sześć, a nawet jeszcze mniej. To za mało jak na przechodzącego psa. Duża jaszczurka spadając z wierzchołka dachu często wydaje takie stłumione „pacnięcie", ale w tym wypadku musiałoby spaść pięć czy sześć jaszczurek, jedna za drugą, co jest mało prawdopodobne. Tylko trzy jaszczurki? To także byłoby za dużo... A więc niewykluczone, że odgłos mógł się powtórzyć zaledwie dwukrotnie.
W miarę, jak odsuwa się w przeszłość, jego prawdopodobieństwo maleje. I wreszcie teraz jest tak, jakby nic się nie stało. Przez szpary w półrozchylonych — później — żaluzjach, nie można oczywiście dostrzec czegokolwiek. Nie pozostaje więc nic innego jak zamknąć je ponownie, manewrując umieszczonym z boku drążkiem, który porusza system listewek.
Sypialnia jest znowu zamknięta. Szczelinki w posadzce, żłobienia ścian i sufitu tańczą coraz szybciej. Stojąca na pomoście postać, która przygląda się pływającym resztkom, również zaczyna się chwiać, nie tracąc zresztą nic ze swej sztywności. Ma na sobie biały garnitur, dobrze skrojony, a na głowie nosi kask tropikalny. Jego czarne <wąsy są podkręcone do góry, wedle staroświeckiej mody.
Nie. W jego twarzy, nie oświetlonej słońcem, nie można niczego rozpoznać, nawet koloru skóry. Drobne falowanie, rozciągając swym nieustannym ruchem ten kawałek tkaniny, ujawni, być może, czy jest to ubranie, czy też płócienny worek lub jeszcze coś innego, jeśli dzienne światło będzie nadal wystarczające.
W tym momencie światło nagle gaśnie.
Prawdopodobnie już przedtem płomień obniżał się powoli, ale nie można stwierdzić tego z całą pewnością. Czyżby jego zasięg się zmniejszył? Czy jego blask nie był już tak żółty?
Przecież tłok pompki był uruchamiany kil-
123