jednocześnie z obu narożników, od prawej i lewej strony.
— Bez zmian — mówi Frank.
A... nalega z troską:
— W mieście mogłaby pójść do lekarza. Frank unosi lewą rękę, nie odrywając jednak łokcia od skórzanej poręczy, i natychmiast powolnym gestem opuszcza ją z powrotem.
— Dość się do nich nachodziła. Te wszystkie paskudne leki, które zażywa, jakby ją...
— Trzeba jednakże próbować...
— Ale skoro jest przekonana, że to sprawa klimatu?
— Mówi się klimat, a przecież to nic nie znaczy.
— Napady malarii.
— Jest przecież chinina...
Wymieniają pięć lub sześć zdań o rozmaitych dawkach chininy niezbędnych w różnych strefach tropiku, zależnie od wysokości, szerokości geograficznej, bliskości morza, Obecności lagun itd. Później Frank nawiązuje do fatalnych skutków, jakie spowodowała chinina u bohaterki powieści, którą A... właśnie czyta. I zaraz napomyka — niejasno dla kogoś, kto nawet nie przekart-kowal książki — o postępowaniu jej męża. Mąż, wedle obojga, co najmniej ją zaniedbywał. Zdanie kończy się słowami „umieć czekać" lub „na co czekać”, lub „widzieć jej rezygnację", „tam w jej sypialni", „Murzyn tutaj śpiewa", lub czymkolwiek innym.
Ale Frank i A... już dawno porzucili ten wątek. Mówią teraz o młodej, białej kobiecie (może chodzi o tę samą kobietę co przed chwilą, a może o jej rywalkę lub jakąś drugoplanową postać), która obdarza swymi wzglądami pewnego tubylca, czy nawet kilku. Wydaje się, że Frank ma jej to za złe.
— Jednak — mówi — spać z Murzynami...
A„. odwraca się ku niemu, unosi podbródek i pyta z uśmiechem:
— I co z tego, a dlaczegóż by nie?
Teraz z kolei Frank się uśmiecha, ale nie odpowiada ani słowem, wydaje się skrępowany tonem, jaki przybrała ich rozmowa w obecności osoby trzeciej. Jego waigi za-stygły jakby w skurczu.
Głos kierowcy dochodzi teraz już z innego miejsca. Dociera tylko z jednej — wschodniej — strony, prawdopodobnie z magazynów, mieszczących się po prawej stronie dziedzińca.
Pieśń chwilami tak mało przypomina to, co zwykliśmy nazywać piosenką, pieśnią, przyśpiewką — iż słuchający może mieć wątpliwości, czy w ogóle nie chodzi tu o coś zupełnie innego. Dźwięki, mimo że wyraźnie się .powtarzają, nie łączą się i nie podlegają jakimkolwiek prawom muzyki. Pozbawione pauz, nie tworzą ani melodii, and rytmu.
139