gdyż na uczelni nie ma miejsca na rozmowę, wspólne wypicie kawy, jakąkolwiek formę integracji. Trudno mi wyobrazić sobie towarzyskie spotkanie na korytarzu przy nieszczelnym oknie...
3. Feminizm jest dla mnie walką z tym, co nie pozwala mi być w pełni kobietą. Walką ze wszystkimi: prawdziwa kobieta powinna, musi, nie może... Dlaczego ktokolwiek ma ustalać wzorce kobiecości i wtłaczać mnie w ich sztywne ramy? Ruch feministyczny uświadomił mi, w jak wielu sytuacjach kobieta jest postrzegana jako gorsza, druga, ale za to piękna. Ta fałszywa adoracja nie wystarczy do szczęścia. To ja sama ustalam, co chcę robić, jak myśleć i żyć. Wiem, że nie będę niespełniona, jeśli nie założę rodziny i nie urodzę dziecka. To ja o tym zadecyduję, bo przecież nikt nie zna lepiej mojej duszy ode mnie samej.
Jestem dumna z tego, że jestem kobietą. Idę odważnie i pewnie przez moje życie, robię to, co chcę, odrzucając wszelkie schematy, nakazy i zakazy stworzone przez patriarchalną kulturę. To feminizm daje mi tę pewność siebie i harmonię, bo to właśnie feministki pierwsze odważnie i głośno powiedziały, że kobiety są wspaniałe i mają niezaprzeczalne prawo do życia zgodnie ze swoimi pragnieniami.
Niestety, w Polsce do tego ideału jest jeszcze bardzo daleko. Ale świadomość tego, że kobiet odważnych i chcących zmieniać świat wokół siebie nie brakuje, jest dla mnie bardzo ważna. Ta swoista wspólnota, jaka wytworzyła się na wybranym przeze mnie seminarium magisterskim, daje mi siłę i poczucie, że to, w co wierzę i co robię, ma sens.
Justyna Jeświł
1. Po pierwsze - genderowo, feministycznie czytam od niedawna, od 2-3 lat. Wcześniej prawie nic nie wiedziałam ani o „gen-der”, ani o krytyce feministycznej. Kiedy nie miałam świadomości feministycznej (może to będzie zbyt mocna metafora, ale takie są bardziej wymowne i obrazowe), byłam ślepa na wiele wątków w tekście, na które teraz zwracam baczniejszą uwagę.
Czytając genderowo, zyskuję inny, nowy, bardzo ciekawy i pociągający wymiar tekstu. Zyskuję nową, nietradycyjną, współcześnie ważną interpretację, kolejną porcję wiedzy o świecie, tym teraźniejszym i tym dawnym - fragment czyjejś historii, czyjejś prawdy. Zbliżam tekst do życia. Mam jaśniejszy obraz autora i tekstu, wiem, jak dana pisarka/pisarz - ich pokolenie, nurt - patrzy na sprawy płci, jaki jest ich stosunek do kobiet i mężczyzn, jak widzą ich miejsce w kulturze, a częściej - jakie miejsce wyznacza im kultura. (Czytając Lalkę w liceum, prawie nie zauważyłam - i nikt nie zwrócił nam na to uwagi - jawnego mizoginizmu Prusa!!!).
Czytając genderowo, mogę więcej zrozumieć, wyczytać, ponieważ to dotyczy mnie. Mogę więcej powiedzieć o tekście od siebie, swoimi kobiecymi ustami, zamiast czekać jako potulna studentka na „wyrocznię” i powtarzać zdanie Bardzo Uczonego w Zawiłych Sprawach Profesora, który patrzy na tekst z uniwersalnej, czyli męskiej strony.
I w końcu - co może jest „najlżejsze”, ale bardzo ciekawe, inspirujące i integrujące - czytając genderowo, a nie np. fenomenologicznie, mam dodatkowy temat do rozmowy na kawie z koleżanką z politechniki, która przeczytała ostatnio tę samą co ja książkę.
2. Gdy po raz pierwszy przestąpiłam próg, a raczej bramę naszego uniwersytetu, zaintrygowały mnie surowe budynki z czerwonej cegły. Jednak gdy weszłam na drugie piętro, a potem do jednej z wielu okropnych, zimnych i nieprzytulnych sal, mój entuzjazm opadł na myśl, że spędzę tu prawdopodobnie pięć najbliższych lat.
Uniwersytet nie wychodzi naprzeciw kobietom, które dominują na większości kierunków. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie jest aż tak strasznie źle. Studentki, które są matkami, i małżeństwa dostają akademik „od ręki”, a obok budynku naszego instytutu znajduje się „Benjamin” - dom zabawy dla dzieci. Niestety, na „drugi
247