W końcu stało się. Teraz nie było już odwrotu. Być może, nigdy go nie było. Jakimś sposobem Maja wierzyła jednak, że czas się dla niej zatrzyma, a ona sama podlega innym prawom.
„Chyba wdasz się w swoją starą” - w jej uszach znowu zabrzmiały słowa Lothara.
Rozpłakała się.
- To przecież nie powód do płaczu - stwierdziła matka, obejmując ją. - Taka jest zwykła kolej rzeczy. Chyba wystarczająco wiele rozmawiałyśmy na ten temat. To konieczne, jeśli chcesz być kobietą!
Maja nie chciała być kobietą. Odtrąciła matczyne ramię.
- Mężczyźni za to muszą się golić - próbowała żartować Henny.
„Bardzo śmieszne - pomyślała Maja. - Tak jakby kobiety nie goliły nóg!” Milczała. Wszystko, co teraz działo się w jej ciele, było takie nierealne: nadmiar żeńskich hormonów! Komórka jajowa, która dojrzewa co miesiąc, a potem oddziela się od macicy. Jedna zdegenerowana komórka! I cieknąca krew! Fuj, ohyda!
Nic na to nie mogła poradzić. Maja nienawidziła rzeczy, na które nie miała wpływu. Kiedy się uczyła, dostawała dobre oceny i pochwały. Kiedy na ochotnika nakrywała do stołu, rozkładała lub sprzątała naczynia, lub odkurzała pokój, była nieocenioną pomocą. Kiedy pomagała Leonardowi przy odrabianiu lekcji, słyszała od ojca - „Jak dobrze, że cię mamy! Ten chłopak przynajmniej ciebie słucha!” Maja bardzo wcześnie odkryła, że Leonard najlepiej pracuje wtedy, gdy pozostawia mu się możliwość wyboru.
- Będziemy najpierw liczyć, czy wolisz zacząć od dyktanda?
- Liczyć - odpowiadał najczęściej Leonard, podsuwając jej swój zeszyt.
Coraz rzadziej miewał napady szału. Kiedy stawał się niespokojny, wiedział, że musi zażyć tabletkę. Jego tarczyca nie funkcjonowała prawidłowo.
- To nadczynność - po kilku przeprowadzonych badaniach doktor Voss wyjaśnił rodzicom Mai - na szczęście można ją leczyć farmakologicznie.
Ogólnie rzecz biorąc, Leonard był całkiem w porządku. Maja cieszyła się, że nie ma starszego brata. Zycie pod jednym dachem z kimś takim jak Lothar wydawało się jej bardzo stresujące. W porównaniu z nim Leonard to istne dobrodziejstwo. Nawet jeśli czasami irytował ją swoją ociężałością umysłową albo lenistwem. Wiedziała, że stać go na lepsze oceny. Zwykle wolał jednak zdać się na nią.
- No nie bądź taka uparta - wyjęczał któregoś dnia - dla ciebie takie wypracowanie to pestka! - Przewrócił oczami. -„Mój wyjątkowy dzień”, i co tu pisać? Jakaś totalna bzdura!
- To wymyśl coś!
Leonard potrząsnął głową.
-1 tak huczy mi w czaszce. Chyba za dużo dzisiaj myślałem!
Uważał, że jego bóle głowy są efektem nadmiernego wysiłku intelektualnego.
- Zastanów się jeszcze raz - prosiła Maja - musisz przynajmniej wiedzieć, jaki dzień był dla ciebie szczególny.
Leonard zmarszczył brwi.
- Moje urodziny? - zapytał z powątpiewaniem.
Maja kiwnęła głową.
- To już coś! A dlaczego akurat twoje urodziny?
Maja pomyślała o prezentach, o wspólnej wycieczce z jego przyjacielem Peterem do ogrodu zoologicznego w Arnheim. Rodzice wzięli wtedy wolne. To był dzień jak z bajki.
Leonard wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Bo mogłem wsunąć cały tort sachera. Ten największy, serio! Tak się opchałem, że aż mnie zemdliło!
Maja przypomniała to sobie. Leonard jak prawdziwy łakomczuch pochłaniał kolejne kawałki tortu. Aż w końcu niemal zaczęły mu wychodzić uszami!
Tak czy owak potrafił sporo zjeść. A przy tym był bardzo szczupły.
- To skutek nadczynności tarczycy - wyjaśniła jej matka -dlatego odczuwa większy głód niż my, a jego organizm spala więcej składników pokarmowych.
Tarczyca Mai była zupełnie normalna.
11