■
_Dwight Macdonald_
Wideo cieszą się powodzeniem bynajmniej nie tylko u dzieci. Z drugiej strony, dzieci mają dostęp do rozrywek dla dorosłych, do kina, radia i telewizji (zauważmy, że te nowe gatunki sztuki zacierają linię wieku, ponieważ stawiają odbiorcom niesłychanie skromne wymagania, kiedy chodzi o kulturalny ekwipunek; dlatego też jest dużo książek dla dzieci, ale niewiele filmów).
To zlanie się publiczności dziecięcej i dorosłej oznacza 1) infantylną regresję u dorosłych, którzy, nie mogąc dać sobie rady z napięciem i złożonością nowoczesnego życia, chronią się w kicz, a ten z kolei utwierdza ich i zamyka w infantylizmie; 2) „nadmiar podniet” u dzieci, które dojrzewają za szybko. Albo, używając słów Maxa Horkheimera: „Rozwój przestaje istnieć. Dziecko jest dorosłe, skoro tylko umie chodzić, i ta jego dorosłość pozostaje już w zasadzie taka sama”. Odnotujmy też: a) nasz kult młodości, dzięki czemu wiek 18-20 lat jest najbardziej wielbionym i upragnionym okresem życia, b) sentymentalny kult Matki (mamizm), jak gdybyśmy mieli wstręt do dojrzenia i pójścia na swoje. Peter Pan byłby lepszym symbolem Ameryki niż Wuj Sam.
Zbyt mało uwagi poświęca się związkowi, jaki zachodzi pomiędzy kulturą masową i historyczną ewolucją amerykańskiego społeczeństwa. W książce Radio Research, 1942-1943 (redaktor Paul F. La-zarsfeld), Leo Lowenthal porównywał biograficzne artykuły w tygodnikach „Colliers” i „The Saturday Evening Post” za rok 1901 i 1940-1941. Stwierdził, że w ciągu czterdziestu lat proporcja artykułów o biznesmenach, fachowcach i politycznych przywódcach obniżyła się, natomiast proporcja artykułów o ludziach dostarczających rozrywki podniosła się o 50 procent. Co więcej, ci zabawia-cze w 1901 r. byli to głównie poważni artyści — śpiewacy operowi, rzeźbiarze, pianiści, podczas gdy w 1944 r. są to wyłącznie gwiazdy filmowe, gracze w baseball i tym podobni. A nawet „poważni” bohaterzy 1941 roku nie są tak znowu poważni: biznesme-
ni i politycy to pomyleńcy i dziwacy, a nie naprawdę potężni przywódcy jak w roku 1901. Lowenthal nazywa bohaterów „Saturday Evening Post” 1901 roku „bożyszczami produkcji”, a dzisiejszych „bożyszczami konsumpcji”.
Lowenthal zauważa, że nowoczesna postać z „The Saturday Evening Post” odnosi sukces nie ze względu na swoje osobiste zalety, ale dlatego, że „poszczęściło się” jej. Cała konkurencyjna walka jest przedstawiona jako loteria, w której kilku, nie bardziej obdarzonych talentem i nie bardziej energicznych niż inni, wygrało, bo wyciągnęło szczęśliwe losy. Wpływ na masowego czytelnika jest taki, że czuje się on pocieszony (to mógłbym być ja sam), a zarazem zniechęca się do wysiłku, traci ambicję (nie ma żadnych reguł, więc na co zda się walczyć?). Uderzające, jak ta ewolucja pokrywa się z gospodarczym rozwojem kraju. Lowenthal stwierdza, że „bożyszcza produkcji” utrzymywały swoją przewagę tylko do końca lat dwudziestych. Punktem zwrotnym był kryzys 1929 roku, kiedy problemem zaczęło być, jak spożywać towary raczej, niż jak je produkować, i kiedy dowolność oraz chaos kapitalizmu stały się oczywiste dla człowieka. Zwrócił się więc do „bożyszcz konsumpcji” albo, ściślej, zostały mu one ofiarowane przez producentów kultury masowej i przez niego przyjęte.
„Zdają się one wprowadzać w świat snu i masy nie są już zdolne pojmować biografii w pierwszym rzędzie jako środka orientacji i wykształcenia. Amerykański człowiek masy, jaki ukazuje się w tych «bożyszczach konsumpcji*, nie jest już centrum, z którego na zewnątrz promieniuje energia i działalność, od którego pracy i wydajności może zależeć postęp ludzkiego gatunku. Zamiast «dążących» mamy «biorących*... Zdają się oni być zwolennikami fantasmagorii społecznego bezpieczeństwa na skalę światową, a taka postawa równa się żądaniu, aby im dawano wszystko, co im potrzebne do rozmnażania się i zabawy. Świadczy ona, że zagubiono dawną ciekawość dla sposobu, w jaki wynajduje się, kształtuje, stosuje narzędzia użyte do takich celów masowego zaspokojenia potrzeb”.
27