POSŁOWIE *
Nowe badania w dziedzinie logoterapii
W przedmowie do wydania amerykańskiego obiecałem rozważyć niektóre z koncepcji, jakie poddano dalszemu opracowaniu od czasów pierwszego niemieckiego wydania, w 1948 r., Nieuświadomionego Boga. Zrozumiałe, że będę musiał skupić się na sumieniu jako jednym z najważniejszych zjawisk, koncentrujących uwagę owych koncepcji. Według teorii logoterapeutycznej sumienie spełnia całkiem swoistą funkcję. Ale by uczynić ową funkcję w pełni zrozumiałą, muszę najpierw zrysować teorię motywacji, leżącą u podłoża logoterapii.
Zgodnie z większością obiegowych teorii motywacji, człowiek jest istotą koncentrującą się zasadniczo na zaspokajaniu potrzeb oraz popędów i instynktów. Robi to w gruncie rzeczy tylko po to, by złagodzić wewnętrzne napięcie,
* Posłowie to (Postscriptum 1975) dołączone zostało do amerykańskiego wydania książki Frankla: The Uncanscious God. Psychotherapy and Theology, Kew York 1975. W tej części książki mogą wystąpić pewne powtórzenia, które nie w każdym przypadku możliwe były do usunięcia bez zakłócania toku myśli autora. Tam, gdzie można to było zrobić, podano miejsce występowania opuszczonych fragmentów w pierwszej części książki. Przyp. red.
jakie one stwarzają, w celu utrzymania czy przywrócenia równowagi wewnętrznej, zwanej homeostazą. Jest to pojęcie zapożyczone pierwotnie z biologii, ale nawet tam uznano ostatecznie, że nie sposób go dłużej utrzymać. Ludwig von Ber-talanffy dawno stwierdził i wykazał, że podstawowych zjawisk biologicznych, jak wzrost i reprodukcja, nie można wyjaśnić w kategoriach zasady przywrócenia homeostazy. Kurt Goldstein dowiódł nawet, że tylko mózg działający patologicznie charakteryzuje się dążnością do bezwarunkowego usuwania napięcia. Ja przynajmniej sądzę, że człowiek nigdy nie zajmuje się w pierwszym rzędzie jakimś stanem wewnętrznym, na przykład wewnętrzną równowagą, lecz raczej czymś czy kimś w świecie zewnętrznym, czy to sprawą, której służy, czy partnerem, którego kocha. A jeśli rzeczywiście kocha partnera, z pewnością nie posługuje się nim jako mniej lub bardziej stosownym środkiem zaspokajania własnych potrzeb.
Egzystencja ludzka tedy — przynajmniej dopóki nie ulega zaburzeniom nerwicowym — zawsze kieruje się ku czemuś lub komuś innemu niż ona sama, czy jest to sens, który wypełnia, czy inna istota ludzka, którą spotyka w miłości. Tę konstytutywną cechę egzystencji ludzkiej nazwałem samotranscendencją ł. To, co nazywa się samorealizacją, jest ostatecznie skutkiem, niein-tencjonalnym produktem ubocznym samotrans-cendencji. Tak więc okazuje się, źe zalecenie Pindara, iż człowiek powinien stawać się tym, czym jest, innymi słowy, że powinien urzeczywistniać swe możliwości, jest słuszne tylko wtedy,
1 Viktor E. Franki, Beyond Self-Actualization and Sel]-Expression, „Journal of Existential Psychiatry”, vol. 1, nr 1 (wiosna 1960), s. 5—20.
105