124 KRYSTYNA KRALKOWSKA-GĄTKOWSKA
Inka powoli do domu weszła. Jakże inaczej, o! jakże inaczej pożegnaniez bratem sobiewyobrażała! Gdy przedtem na myśl jej przychodziło, że ono kiedyś nastąpi, nie wiedzieć dlaczego przed wyobraźnią jej stawał rycerz z pękiem piór nad głową, który siostrę do piersi przyciskał mówiąc do niej o jakichś rzeczach wzniosłych, poetycznych.
A tu bez słowa, z tym tylko uściśnieniem ręki, tak silnym, że aż pierścionek, który od Tosi Awiczówny w prezencie dostała, boleśnie jej w palec wpił się. I ten jednokonny brzydki wózek z Teleżukiem w baraniej czapie na głowie... (Gv, s. 152)
Zawieszona stale w obłocznej sferze romantycznego sacrum Inka jest dla zaprzątniętych poważnymi sprawami bliskich irytująca i uciążliwa. Julek przed odejściem do partii powierza jej, jako obecnie najstarszej z rodzeństwa, pieczę nad matką:
Moja Inko, przejmij się ty tą myślą, że pociechą, pomocą, a w razie [...] nieszczęścia jakiego [...] wsparciem jej i opieką być powinnaś...
Tu Inka mowę mu przerwała.
— O, Julku! ja kochać umiem, ja kochać pragnę, ja poświęcenie uwielbiam i u nóg mamy leżeć będę...
— Znowu deklamujesz! (Gv, s. 147)
Instynktowny pęd młodej panny do wszystkiego co piękne i wzniosłe, zaspokajają pojawiający się w miasteczku rosyjscy żołnierze. Ich śmiałość, wesołość, siła, rozmach i duma stają się dla dziewczyny ucieleśnieniem jej tęsknoty do „życia, radości, świetności”. „To są rycerze. Rycerskie postawy i ubiory”, myślała i przeciwstawiała im „proste, pospolite, prozaiczne” (Gv, s. 188) postacie Julka i jego towarzyszy — powstańców.
Narracja Hekuby wielokrotnie przywołuje uroczy obraz Inki: spacerującej po zachwaszczonym ogródku, nawijającej loki na papiloty (obrazek z aluzją do Mickiewiczowskiej Zosi), przybierającej angeliczne pozy wobec Gucia Radowii kiego, matki i brata. Cichym skandalem tekstu i zarazem kulminacją tego motywu w Hekubie jest „podanie” romantycznego anioła — zachwyconym oczom najeźdźcy (przy czym młoda Polka wie, że jest podziwiana przez Rosjanina i nie ma nic przeciwko temu):
Na tle słonecznego blasku stała piękna dziewczyna w wiośnie życia, w śnieżnej bieli sukni, w jasnym złocie włosów, w zadumie marząi c|, smętnej i niewymownie słodkiej.
Więcej niż. linie rysów i kształty kibici uderzał w niej i oczy ludzku przykuwał ten wyraz słodyczy niewymownej, delikatności nu mai rozwiewnej, smętku marzycielskiego. Zdawać się mogło, że tuż, tuż, skrzydła rozepnie i do nieba uleci albo śpiewem anielskim rozebrzmi, albo z tęsknoty za rajem łzami brylantowymi zapłacze. (Gv, s. 186)
Naturalnie, takiego chwytu nie można było użyć bez asekuracji. Toteż autorka powoli odsłania „drugie dno” tej eterycznej psychiki. Inka okazuje się twarda i bezwzględna w swoim dążeniu do osobistej satysfakcji:
Odpowiedzi Inki stawały się coraz śmielsze, hardsze, często gniewne i niemal wzgardliwe ...
U tej delikatnej, powiewnej, słodkiej i smętnej dziewczyny z samego dna jej natury zapewne dobywały się szorstkie, grube pierwiastki i było to jakby usuwanie się zasłon aksamitnych z nieociosanego drewna. (Gv, s. 207)
Autorka nie ma odwagi motywować przygody miłosnej Inki z „kniaziem” po prostu — prawami biologii (jak uczyni później Iwaszkiewicz w opowiadaniu Noc czerwcowa z tomu Zarudzie — również nawiązującym polemiczny dialog z paradygmatem romantyzmu33), wyposażają więc w dwoistą i podatną na wpływy naturę, w odpowiednim też momencie podsuwa jej „powiernicę”, która dostarczy naiwnej panience argumentów usprawiedliwiających ten ryzykowny krok. Mimo to postać „fałszywego anioła” nie zostaje potępiona w sposób bezwzględny. Racją Inki jest prawo życia. Pragnie uciec od atmosfery klęski i żałoby:
Ja nie chcę do Korneckich! Tam grób! Tam noc! Ja nie chcę grobu! Ja lękam się nocy! Ja teraz dopiero poznałam, co to prawdziwe życie, co radość, co szczęście [...] (Gv, s. 213)
Postawa to być może mało budująca, ale na pewno wiarygodna.
W zakończeniu wątku Inki wystąpi jeszcze jedna korektura mitu romantycznego. Pani Teresa, matka poległego powstańca i dwojga uwięzionych dzieci, n i e potępia córki za romans z wrogiem — chociaż jej pierwsza reakcja zapowiada zwycięstwo stereotypu niezłomnej Matki Polki — patriotki. Gniew i pogarda dla „łajdaczki” ustępują prędko miejsca rozpaczy nad losem ukochanego dziecka, który trzeźwo patrzącej kobiecie wydaje się godny litości. Pani Teresa mimo swoich usiłowań zawsze jest bardziej „matką swoich dzieci” niż „córką ojczyzny”.
A jednak Orzeszkowa psuje nieco wspaniałą, kipiącą życiem, podszytą naturą kreację tej postaci, każąc jej przy końcu noweli zastygnąć w sztucznej,
Zob. M. Janion: Czas formy otwartej. Warszawa 1984, s. 357—362.