mm
dziczy hiszpańskie tytuły szlacheckie. Niektóre bardzo, bardzo stare. Na przykład babcia fest w Hiszpanii... księżną
- A więc jest pani księżniczką, Consuelo?
- Nie - uśmiechnęła się. - Jestem zwyczajną kubańską dziewczyną, która miała szczęście.
- W każdym razie wygląda pani na księżniczkę. Założę się, że w Prado wisi portret księżniczki uderzająco podobnej do pani. Zna pani słynny obraz Velśzqueza Las Meni-nas? Tyle że tam mała księżniczka jest złotowłosą blondynką.
- Chyba go nie widziałam.
- Znajduje się w Madrycie. W Prado. Pokażę pani reprodukcję.
Zeszliśmy krętymi schodami na dół, do mojej biblioteki, gdzie zdjąłem z półki wielki album Velśzqueza, po czym przez piętnaście minut, siedząc ramię w ramię, wertowaliśmy jego stronice. Podczas tego elektryzującego kwadransa każde z nas o czymś się dowiedziało: ona, po raz pierwszy, o Vetózquezie, a ja, po raz kolejny, o rozkosznej głupocie żądzy. Tyle gadania! Perorowałem o Kafce, o Ve-tóząuezie... po co właściwie człowiek to robi? Pewnie po to, żeby robić cokolwiek. Tkać woale do tego tańca. Którego nie należy mylić z uwodzeniem. To nie jest uwodzenie. Kamuflujemy coś, co już istnieje - czystą chuć. Woal maskuje ślepe pożądanie. Potok słów daje mówiącemu, jak również słuchaczce, fałszywe poczucie panowania nad sytuacją. A przecież nie jest to rozmowa z adwokatem ani z lekarzem: cokolwiek powiesz, nie wpłynie to na bieg twoich poczynań. Bo wiesz już, czego chcesz, i wiesz, że dopniesz swego, i nic cię nie powstrzyma. Żadne słowo nie jest tu w stanie niczego zmienić.
Koronny dowcip, jaki nam płata fizjologia, to to, że poczucie intymności zjawia się, zanim jeszcze wiemy cokolwiek o drogiej osobie. Od pierwszej chwili wszystko jest jasne. Pociąga nas wzajemnie nasza powierzchowność, ale intuicyjnie wyczuwamy też głębszy wymiar. I niekoniecznie musi to być atrakcyjność symetryczna: ją pociąga w tobie jedno, ciebie w niej - drugie. Czysta powierzchowność, czysta ciekawość - i nagle bach! głębszy wymiar. To bardzo miło, że ona pochodzi z Kuby, że jej babcia miała taki tytuł, a dziadek siaki, że ja gram na fortepianie i mam na własność rękopis Kafki, ale to wszystko tylko objazd na drodze do celu, do którego zmierzamy - część uroku romansowania, jak przypuszczam, ale osobiście byłbym znacznie szczęśliwszy, gdyby mogło obejść się bez tej części. Mnie wystarczy w zupełności urok seksu. Czy kobieta oczarowałaby mężczyznę w takim stopniu, jak to czyni, gdyby wykreślić z ich relacji wątek erotyczny? Czy osoba dowolnej płci jest w stanie oczarować nas, jeśli w obcowaniu z nią nie ma podtekstu erotycznego? Jak inaczej można człowieka oczarować? Nijak.
Ona myśli: opowiadam mu o sobie. Interesuje go, kim jestem. To prawda, ale interesuje mnie, kim ona jest, bo chcę się z nią przespać. Wcale nie musimy w to wciągać Kafki ani Velśzqueza. Rozmawiam z nią, ale cały czas zadaję sobie pytanie: jak długo jeszcze będę musiał tak nawijać? Trzy godziny? Cztery? Czy wytrwam do ośmiu? Dwadzieścia minut owijania w bawełnę, a ja już się niecierpliwię: co to wszystko ma wspólnego z jej biustem, jej skórą, jej dystyngowanymi ruchami? Uprawiany przez nią flirt w stylu francuskim nie obchodzi mnie w najmniejszym nawet stopniu. Mnie obchodzi zwierzęca chuć. O nie, to nie jest uwodzenie. To komedia. Komedia nawiązywania kontaktu, który nie jest kontaktem - który nawet nie może równać się z kontaktem nawiązywanym bez sztuczności drogą pożądania. A to jest nachalna konwencjonalizacja, stwa-
19
18