AKWATYCZNE MOTYWY
poszukiwać okruchów poetyckiej prawdy zamierzchłych dziejów w klechdach miejscowych. Stanie się odtąd Gopło świętym jeziorem polskim, którego wody zaklęły w sobie patos lechickich narodzin plemienia i państwa. Każdy, kto później do tych narodzin powracał, Gopłu oddawał pokłon. Podsumowaniem literackich stereotypów jeziora mitycznych początków była Stara baśń (1876) Kraszewskiego.
Nieco inaczej niż literacka legenda Świtezi i Gopła ukształtowała się XIX-wieczna wizja Morskiego Oka w Tatrach. Podobnie jak Krasiński w młodzieńczym Opisaniu jeziora genewskiego Leman (1829) i późniejszym obrazie jeziora Como we wstępie do Przedświtu (1843), a Słowacki w Rozłączeniu (1835) — autorzy utworów o Morskim Oku poddają się przede wszystkim urzeczeniu fenomenem piękna i wzniosłości, przejmującym pokorą i „zmysłowie” odbijającym nieskończoność kosmosu oraz wszechmoc Stwórcy. W wierszu A. Libery Morskie Oko (1846) przeżycie widoku głębi pośród skał niebotycznych staje się religijnym uniesieniem ku Bogu. W cyklu A. Asnyka W Tatrach (1876) jest doznaniem kontaktu duchowego z niewysłowionymi tajnikami bytu. Pokrewna tym wzruszeniom bywa kontemplacja górskich wodospadów: olśniewają wspaniałością i mocą, są zarazem,^ jednością i walką różnych żywiołów — jak miłość. Najwyraziściej takie doznanie widoku kaskady górskiej ukazał w znanym fragmencie poematu W Szwajcarii (1839) Słowacki.
Rzeki. Od Mickiewiczowskiego Niemna i Wilii zaczyna się romantyczna geografia poetycka rzek. Jej symboliczne treści wyznacza formuła z sonetu Do Niemna (1826), którego wody — powiada poeta-wygnaniec — czerpane „w młodociane dłonie” służyły „za napój lub za kąpiel”. W tym celnym a lapidarnym skrócie zawarła się — od wieków wszechobecna w poezji — symbolika karmicielskiej i oczyszczającej funkcji wód. „Domowe rzeki”, wytryskające z wiecznie płodnych źródeł ziemi ojczystej — odnawiają odtąd mityczny rytuał macierzyński żywicielek oraz rytuał obmycia z grzechów i brudów świata. Wody deszczowe, kryniczne, rzeczne, wszelkie wody „żywe”, poruszające się, które w wierzeniach pierwotnych i w chrześcijańskich obrzędach chrztu i pokropienia mają moc odradzania, w poezji romantyków nasycają ziemię rodzinną, przestrzeń „naszą”, stając się gwarantkami jej życia, zdrowia i czystości. Spełniają więc i symboliczną funkcję terapeutyczną wobec człowieka, która w wyobraźni XIX-wiecznej mogła na dodatek aktualizować się i umacniać pod wpływem gwałtownego popularyzowania się kuracji „u wód”, powszechnej wiary w kąpiele, w źródła lecznicze, w różne inne odmiany wodolecznictwa (natryski V. Priessnitza, później metody S. Kneippa itp.).
Tej dobroczynnej i ozdrowieńczej mocy nie mają wody zmartwiałe, zlodowaciałe, zabrudzone — jak Newa z obrazów Petersburga w Ustępie III cz. Dziadów. Niesie ona w swych zimnych i zmąconych nurtach zapowiedź zniszczenia, katastrofy, apokalipsy. Jej wezbranie nie ma nic z uroczystej, brzemiennej nadzieją grozy wiosennych wylewów rzek ojczystych, jakie opisywali np. Słowacki w Żmii (1831, wyd. 1832) czy Bernatowicz w Powodzi (1833).
Jak Mickiewiczowska Litwa nie obywa się bez ożywczej obecności Niemna jako arterii serdecznej, tak potem żadna kraina nie pozostanie bez własnej „wiernej rzeki”. Niekiedy — jak w przywołaniu Ikwy, by opływała krzemieniecką górę (.Beniowski <1841) Słowackiego) — jest w tym gest czułej a zazdrosnej pamięci o tamtej, litewskiej rzece. Każda z prowincji nobilitująca się w literaturze będzie więc chlubić się własną rzeką. Ukraina S. Goszczyńskiego i J.B. Zaleskiego, potem Ukraina Żmii Słowackiego i kozackich powieści M. Czajkowskiego, Ukraina Stanicy hulajpolskiej (1841) M. Grabowskiego nie istnieje bez opisów wspaniałości Dniepru z jego porohami, rozlewiskami i limanami. Tak będzie i w późniejszych powieściach (także w Ogniem i mieczem Sienkiewicza). Wileńszczyzna I. Chodźki ma Wilię {Brzegi Wilii, 1843). Polesie i Wołyń pysznią się Styrem, Horyniem i Prypecią (np. we Wspomnieniach Polesia, Wołynia i Litwy <1840) Kraszewskiego); rozszalała wiosennym przybraniem wód Prypeć była „bohaterką” Powodzi Bernatowicza. Nieokazała Pełtew zyska w Sonetach peltewnych (powst. przed 1843, wyd. 1856) J. Dunina Borkowskiego funkcję żartobliwą opiekunki Lwowa. Sanu pełno jest w gawędowych powieściach Z. Kaczkowskiego o szlachcie sanockiej, Bugu niemało w utworach autorów podlasko-mazowieckich (m. in. w Nad-Bużnych obrazach i powiastkach L. Kunickiego, 1857).
Sławę szczególną ma w literaturze romantycznej i pozytywistycznej Wisła. Miała ją zresztą i wcześniej (by przypomnieć renesansowego Flisa <1595) Klonowica czy klasycystyczne Okolice Krakowa <1820) F. Wężyka), ale po romantycznym przełomie zatrzymuje się przy niej każdy poeta, który pisze o Krakowie i Warszawie, czyli o dawnej i nowej historii Polski. Z dumą i miłością podejmują jej motywy ci, którzy — jak zapomniany J. Łapsiński w cyklu sonetów (1829) czy E. Wasilewski w Krakowiakach (1839) — czują się synami ziemi krakowskiej, oraz ci, co — jak poeci tzw. Cyganerii warszawskiej i T, Lenartowicz — podkreślają swój mazowiecko-warszawski rodowód. Jest Wisła rzeką pradziejowej legendy, rzeką Wandy, „co nie chciała Niemca”, oraz