NOWA INSCENIZACJA „DZIADÓW
maty „proste”, typowe, „niewymyślone”, jakby chciały zakwestionować moją nabytą rutynę; atoli w zakresie dramatu ona raz po raz okazuje — przynajmniej dla mnie — swą rację bytu.
Otóż w recenzjach swoich często nie korzystam ani z dziesiątej części tych moich wiadomości; krytyk mojego kalibru nadaje się do pisma specjalnego; ale czasem uda mi się swoją diagnozę przynajmniej naszkicować; przy tym wbrew zasadzie uparcie głoszonej przez «Wiadomości Lite-rackie» (dla utrącenia Grubińskiego), że nie wolno „poprawiać” poety — wpisuję swój plan dramatu w dramat autora i taką krytykę właśnie uważam za twórczą, syntetyczną.
Ale w każdym prawie wypadku staram się niejako odgadnąć autora, dogodzić mu albo go zaskoczyć. Piszę nie tyle dla czytelników, ile dla autora i wtajemniczonych literatów, i sądzę, że taka krytyka powinna zainteresować — czy, że ona dopiero może zainteresować także czytelników, bo wtedy dopiero traktuje się ich nie jak dzieci lub jak hołotę umysłową. Pierwszym moim staraniem jest tedy, żeby nie potrzebować się wstydzić przed autorem. Co prawda, jest to trudne, bo każdy autor, nawet najgorszy, jest co do swego utworu w lepszej pozycji niż krytyk: zawsze może wskazać jakiś zakątek, jakiś szczegół czy powiedzonko, które krytyk pominął, i powiedzieć: aha! Autor zawsze lepiej się orientuje w tajemnicach swego dzieła, ale mogą to być też tajemnice nic nie warte. Mówił mi raz Józef Rączkowski25, autor komedii Polityka i miłość — która się nam w Warszawie nie podobała — że żaden z krytyków nie przemówił mu do przekonania, dopiero aktor Kamiński, reżyserując jego sztukę
» Józef Rączkowski (ur. 1885) — komediopisarz, którego Politykę i miłość recenzował Irzykowski w «Robotniku» 1925, ar 353."
B.N. 1/222 (Irzykowski: Wybór pism...)