starzy rozpowiadają ludzie, a i oni od ojców słyszeli, jak w naszej wsi był chmarnik rozumny, który miał od Boga moc odwracanie nieszczęść i tucz wszelakich. W moc jego nie tylko nasze sioło wierzyło, i za Bieszczadami znali go ludzie, pan dziedzic tylko nie wierzył, a nawet gdy się dowiedział, że mu ludzie płacą, pozazdrościł mu tego, przywołał chmarnika do siebie i zhańbił go i zbezcześcił. Chmarnik rozgniewany nie bronił odtąd pól pańskich. Wkrótce zaś nadeszła tuczą i zniszczyła łany pańskie, podczas gdy we wsi tylko drobny deszcz padał. Pan, zdziwiony, zawezwał do siebie chmarnika i znowu zhańbił, że mu tuczę sprowadził. Wówczas chmarnik powiedział, że tuczy nie sprowadził, tylko nie bronił pańskiego mienia od złego. Jeżeli chcecie i pozwolicie, panie, mówił, to ja drugą tuczę odwrócę od was, bo wkrótce łan drugi ma wam burza zniszczyć. Za dni kilka zahuczało strasznie w chmurach, niebo zaczerniło się nad pańskimi polami; pan przestraszony, posłał znowu po chmarnika i poszli razem naprzeciw chmury. Wtedy ten mądry człowiek uczynił panu, że zobaczył tego, który chmury prowadzi; i widział, jak z nim walczył chmarnik i jak go odpędził, a z nim burzę i grzmoty. Odtąd pan uwierzył i nie przeszkadzał już chmarnikowi wypełniać bożą wolę“. (O. Kolberg, „Sanockie— Krośnieńskie", s. 50—51).
„W pewnej wsi, za dawnych bardzo czasów, żył chłopek poczciwy, podczas gdy wszyscy inni byli bardzo złymi i bezbożnymi. Do kościoła nie cho-dzywali i spędzali czas tylko na pijatykach i bojkach. Poczciwy ten chłopek zawsze sam chodził do kościoła i prosił Boga, aby się jego sąsiedzi poprawili. Koło kościoła był ogromny staw, który latem i zimą był zamarznięty. Raz w niedzielę szedł sobie nasz chłopek, jak to zwykle czynił, do domu, z kościoła i widzi, że wiele ludzi rąbie lód na stawie, a każdy wyrąbany kawałek lodu unosi się ku niebu. Zdziwiony tą pracą, pyta się rąbiących: «Co to ma zna-czyć?» Oni mu mówią: «Ze ten lód będzie spadał na ziemię i zboża złych, bezbożnych ludzi wy tłucze. On zaś, jeśli chce tego nieszczęścia uniknąć, niech zakopie na rogach swego pola ewangelije, a grad jego pole ominie. Tylko niech tej tajemnicy nikomu nie wyjawi». Ludzie ci znikli, a nasz chłopek zrobił, jak mu przykazano, jednemu tylko dziedzicowi swemu wydał ten sekret, bo mu się go żal zrobiło, aby szkody w swoim polu nie poniósł. Na drugi dzień spadł ogromny grad i wytłukł w polu zboże wszystkich chłopów — tylko tego pobożnego chłopka i dziedzica pole wolne było od gradu. Od tego czasu grad • spada na ziemię,-a tylko ci, którzy zakopują ewangeliję, są wolni od tej klęski"
> (O. Kolberg, „Kieleckie", s. 220).
i „Chadzali dawniej po ziemi płanetnicy. Zlatywali oni ha nią z chmur,
| przebywali wśród ludzi przez czas nijaki i później znów, podczas zawieruchy,
unosili się w chmury, pierwotną ojczyznę i zwykłą siedzibę swoją. Wyglądali zupełnie tak jak inni ludzie, spólne z nimi miewali potrzeby, na ziemi przebywając, w przyjaznych zostawali z nimi stosunkach. A przecież złowrogie
77