wielkiej wagi. Ale na nich się problem nie kończy i ówczesne przełamanie monopolu było świadectwem pewnej dynamiki rozwoju, której przeciwieństwem jest w tym przypadku bezkrytyczny stosunek do własnej przeszłości.
Również i relacje ilościowe samych utworów o tematyce obozowej pozostają w podobnej proporcji. Obok wymienionych (także i omawiany wcześniej Koziele wsk i) niewielka już ilość tytułów wzbogaca ów przeciwstawny model. Wobec tak bogatej literatury martyrolog lczn ej było to zawsze zjawisko liczebnie drugorzędne. Warto więc sprecyzować używane pojęcia „zmiany”, „ewolucji”. Tym bardziej iż pozostają owe »>wyjątki” w rodzaju Borowskiego, tak bardzo cofnięte w czasie* Stwierdzenie, że jakiś fakt ma chara/kter wyjątkowy, tu -nie wystarcza, samo istnienie wyjątków należy uwzględnić w regule. Ściślej będzie zatem, jeśli powiemy o współwystępującej w czasie oboczności dwu typów literatury obozowej, z tym, że ich wzajemna proporcja ulega jednokierunkowej zmianie (do roku 1965) — i na tym polega ów proces.
Literatura martyrologiczna wypływa z pewnego rodzaju historycznej inercji, jest bezpośrednim odbiciem nastrojów panujących w społeczeństwie, wyrazem świadomości potocznej. Typ drugi idzie niejako w poprzek, wbrew uznawanej powszechnie ^sferze oczywistości, tyle że wraz z oddaleniem w czasie zmniejsza się nacisk przeciwny, ów prąd, pod który trzeba płynąć. Konieczny ładunek swoistego ^jjonkomformizmu wzdłuż linii czasowej maleje i tym tłumaczyć można postępującą zmianę proporcji, a więc — mówiąc językiem używanym poprzednio (spychając przykłady wcześniejsze na pozycje „wyjątków”) — powstanie nowego spojrzenia na rzeczywistość obozową. Choć przykład z linią prostą jest oczywiście uproszczeniem, czas nie stanowi jedynęgo wektora. Towarzyszą mu wspomniane wyżej bodźce, a wraz z ich zmianą może nastąpić odwrócenie procesu.
Związek literatury martyrologicznej z czymś, co określiłem jako świadomość potoczną, polega nie tylko na inercji wobec historycznej chwili, wobec zrodzonych z niej przekonań panujących w społeczeństwie. Biorąc pod uwagę już choćby zasadniczą linię podziału: kwestię zła, jego genezy, relacji do podmiotu — znajdujemy trwalsze i zarazem bardziej ogólne pokrewieństwa. Sposób myślenia usuwający podmiot poza sferę potencjalnie choćby zagrożoną złem — w jakichkolwiek kategoriach byłoby ono rozumiane — jest czymś niewątpliwie powszechnym, z rzadka tylko i częściowo przezwyciężanym. Chodzi zwłaszcza o mechanizmy leżące poza progiem świadomości, znajdujące w psychologii indywidualnej określone nazwy. Podmiot myślący sytuuje się zazwyczaj w pozycji uprzywilejowanej, wybiera dziedzictwo dogodne i krzepiące, jeśli zaś wymagań tych ono nie spełnia — odrzuca je, zostawiając dla innych. Umieszcza się wtedy w historycznej próżni, przyjętej z tym większą ochotą, że potwierdzającej jego poczucie odrębności. Wybór jest jednak tak wielki i dowolny, iż do całkowitej izolacji nie dochodzi, pozostaje ona jako ostateczna możliwość. Zresztą nie jest to tylko wybór wśród faktów zastanych, lecz jednocześnie ich konstrukcja. Nas interesuje zwłaszcza moment, gdzie wybór tradycji przekracza granice jednostkowe, w zależności od wspólnoty, z którą dany podmiot się identyfikuje. Pojęcie „irmych” zależy każdorazowo od pola refleksji: raz jest to w ogóle „ktoś inny, nie-ja”, kiedy indziej członek grupy społecznej, klasy czy narodu. Dana wspólnota partycypuje w dobrodziejstwach kultury, cywilizacji, dziedzictwo negatywne zostaje ewentualnie dla innych. Znajduje to swój wyraz choćby w dodatnio wartościowanym sensie owych pojęć „kultury” czy „cywilizacji”, jak