iWagiczne światełko lśniło pomarańczowoczerwonym blaskiem. Rogi ganku skąpane były w delikatnej, złocistej poświacie. Leciutka bryza szeptała w liściach gaju, w którym rozbiła obóz rodzina Floss. Razem z nimi byli Major i Feron, trzymający się razem, jak kumple, którzy dzielili jedną szafkę. Niebo miało odcień błękitu, jaki pojawia się tuż przed zmierzchem. Wierzchołki księżyca w nowiu wskazywały północ.
Edgar był na scenie z pacynkami gotowymi do działania, El Jeffery, z bębnem obijającym się o jego bok, chodził w tę i z powrotem. Kurtyna na scenie była zaciągnięta. Chórek znajdował się na tyłach ganku, sztywny, chwilowo bez życia. Tonio i Max wyrównywali kotary. Floss czarowała, tworząc dźwięki fortepianu, a Fred i Nicholas, stojąc na trawie, sprawdzali, czy na scenie wszędzie jest dość jasno.
Lucja nadal nie wróciła. Wyglądałam jej, nasłuchując bezskutecznie brzęku jej małego tamburynka. Powinnam porozmawiać z Toniem o tym, że Łucja zniknęła i to w chwili, gdy najbardziej jej potrzebowaliśmy, ale najpierw musiałam porozdawać listy piosenek.
Nie udało mi się porozmawiać z Toniem, ponieważ gdy oddawałam ostatnią książeczkę ze słowami, pojawił się Bron, zmierzający ku nam krokami tak długimi, jakby miał na sobie siedmiomilowe buty. Gdy podszedł bliżej, powiedziałam:
- Spokojnie, nic nie przegapisz.
Uznałam, że skoro przyszedł z kierunku, w którym udała się Łucja, równie dobrze mogę porozmawiać z nim, nie z Toniem, więc dodałam:
- A przy okazji, nie widziałeś może Łucji?
Dopiero wtedy zobaczyłam wyraz jego twarzy.
- Persjo. - Zatrzymał się gwałtownie, jakby trafił na mur. Jakby wpadł na Reginalda. - Trzymaj. Zanim przestanę nad sobą panować.
Wepchnął mi w ręce pognieciony kawałek papieru, a ja stałam tam, trzymając go dwoma palcami. Dopadło mnie to uczucie, kiedy się wie, ma się pewność, że wieści będą złe, a ja zdecydowanie otrzymałam tej nocy zbyt wiele złych wiadomości. Czułam się tak, jak zapewne czuł się Nicholas tamtego dnia dawno temu, gdy Tonio przeczytał mu wezwanie. Gdybym tego nie przeczytała, mogłabym na zawsze balansować na ostrzu noża między wiedzą a niewiedzą. Tak byłoby bezpieczniej. Jednak Bron nie podzielał tego mojego pragnienia.
- Wolisz, żebym po prostu ci powiedział? - spytał, a wysiłek i napięcie w jego głosie już zdradzały prawdę. Nie czekał na odpowiedź. - Reginald ma Łucję.
- Co? - zapytałam iście teatralnym szeptem, przez co wszyscy Banici przerwali swoje zajęcia i popatrzyli na mnie. Nawet tego nie zauważyłam.
- Jak to? Łucja poszła po bukiety i swój tambury-nek. Pytałam przed chwilą. Floss obiecała, że wkrótce będzie z powrotem.
239