NIEZNAW ŚWIAT @ 27
stworzyć coś, czego jeszcze nie było, ale nie czułem tej wielkości, tej magii, czaru innych wymiarów. Teraz wszystko się zmieniło. W pozornych banałach dostrzegam niekiedy głębszy sens, bez podziału na sprawy małe i duże, błahe lub ważne. Samo życie ludzkie jawi się już inaczej.
Fenix
(Nazwisko i adres znane redakcji)
Zainteresowała mnie historia trzech tajemniczych monet, opisana przez Emilię Baczyńską w październikowym numerze NŚ z ub.r. Ja również doświadczyłam dziwnego zdarzenia.
W 2006 r. odwiedziłam syna w Anglii. W jednym ze zwiedzanych miast pozostawiliśmy samochód na niestrzeżonym parkingu. Kiedy wróciliśmy, było już ciemno. Na parkingu stał tylko nasz wóz, nikogo dookoła. Mieliśmy właśnie odjechać, gdy usłyszałam, że na maskę spadło coś drobnego. Syn zlekceważył całą sprawę, ale mnie to zaintrygowało. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że obok koła coś intensywnie zaświeciło. Była to nowa, bez śladów użytkowania, pięciopensowa moneta, wybita w tym właśnie roku. Skąd spadła? Niechybnie z nieba, bo innego wytłumaczenia brak.
Anna S.
Tarnów
Ponieważ przeżyłam wiele niewytłumaczalnych zdarzeń, a także z racji wykonywanego zawodu szczególnie chętnie i uważnie czytuję relacje zamieszczane w Dotknięciu Nieznanego.
Ostatnio bardzo zaciekawiła mnie relacja zatytułowana Bilet i papuga z numeru 8 NŚ z ub.r. W tym samym bowiem czasie i miejscu (koniec lat 50., Dolny Śląsk) przeżyłam jako dziecko coś bardzo podobnego.
Mianowicie po drodze do szkoły mijałam codziennie piekarnię i sklep z jej wypiekami. Tamtego dnia byłam bardzo głodna i kręciłam się koło tej cukierni marząc, by móc kupić sobie bułkę, a najlepiej ciastko tortowe.
Niestety, nie miałam pieniędzy. Nagle coś, jakaś siła czy myśl, nakazało mi włożyć rękę do kieszeni kurtki i szukać. A po chwili wyjęłam stamtąd papierkowe, zielone 2 złote! Właśnie tyle kosztowało ciastko, które oczywiście natychmiast kupiłam i zjadłam.
Nieraz zastanawiałam się później, skąd mogłabym mieć w kieszeni pieniądze i nie znajdowałam żadnego wyjaśnienia tego faktu. Dodam, że byłam dzieckiem uczciwym i nigdy nie dostawałam od rodziców żadnych środków na własne wydatki.
Autor relacji w nr. 8 NŚ, pan Zbigniew próbuje tłumaczyć ujrzenie biletu do kina leżącego na chodniku kreacją rzeczywistości. Ja jednak myślę, że to ktoś (osoba lub siła), pomaga nam, gdy czegoś bardzo pragniemy. Może to coś w tym czasie i okolicy było obecne?
Kiedyś (ale w innych latach) minęłam np. na ulicy starszego, skromnie ubranego mężczyznę, którego oczy mówiły, że żyje już około tysiąca lat. Spieszył się, jakby miał jakieś zadanie do wykonania. Piszę o tym, bo owo coś nie pochodzi chyba z naszej Ziemi.
Opowiem jeszcze jedno zdarzenie z dużo późniejszego okresu. Byłam wtedy w bardzo trudnej sytuacji życiowej: bez pieniędzy, opału (trwała właśnie zima), czułam się osamotniona. I oto pewnej nocy, gdy spałam skulona w ubraniu, coś nagle mnie obudziło, aż usiadłam na łóżku. Ujrzałam wówczas silny promień światła biegnący w moim kierunku - wprost na mnie - przez okno z odległej, bardzo jasnej gwiazdy (czy też planety). Po tym promieniu, jak gdyby telepatycznie, przeniknęła do mnie myśl (wiadomość): Wkrótce przyjdzie do ciebie mężczyzna, który ci pomoże.
Później zapomniałam o tym. Tymczasem mniej więcej po miesiącu zjawił się u mnie mężczyzna, a wkrótce potem jeszcze jeden. Dwie pierwsze litery ich imion były pierwszymi literami mojego imienia i nazwiska, a obaj ci ludzie (nieznający się nawzajem) chcieli mi pomagać. Wybrałam tego, który pojawił Się najpierw, i jesteśmy już ponad 10 lat razem.
I jeszcze jedno. Jedyne, co powtórzyło się w obu opisanych przeze mnie sytuacjach, to fakt, że obie one zdarzyły się w zimie. Nie wiem, o jakiej porze roku pan Zbigniew znalazł swój bilet i kiedy na drzewie jego syn zobaczył papużkę, ale w moim przypadku być może miało to jakieś znaczenie.
Regina O. województwo dolnośląskie
/Nazwisko i adres znane redakcji/
Wielu czytelników Nieznanego Świata dzieli się swoimi przeżyciami w rubryce Dotknięcie Nieznanego. Zawsze miałem chęć włączyć się do grona tych osób, ale brakowało mi odwagi i ciekawego materiału, jaki prezentują piszący. Moje dotknięcia nieznanego bazują głównie na snach, jakie miałem w życiu. Gdy zbliżało się coś szczególnego, zawsze wcześniej doświadczałem snu. Opiszę kilka z nich.
Był rok 1953. Żył jeszcze Stalin i ludzie cierpieli represje. Śni mi się, że wozem zaprzężonym w parę koni wiozę obornik na pole. Droga biegnie wzdłuż wału przeciwpowodziowego, takiego, jakie wznoszone są przy rzekach. Nagle wał się kończy, a wokoło pojawia się woda. Sytuacja bez wyjścia.
Po pewnym czasie miałem poważne kłopoty związane ze słuchaniem radia „Wolna Europa”. Pastwiła się nade mną bezpieka.
Rok 1965. Żona otrzymuje niespodziewanie pokaźną sumę pieniędzy od swego ojca. Dwa tygodnie wcześniej miałem sen, że małżonka zabija wszy w wełnianej kamizelce.
Kiedy, będąc pewnego razu w Brodnicy, jechałem motorem, niemal cudem uniknąłem wypadku. Poprzedniej nocy we śnie stanęła przede mną kobra.
Inny sen. Jest rok 1990. W Warszawie umiera nasz przyjaciel. O jego śmierci na razie nie w iemy. Ja, wykonując swoje prace na roli, zapraszam go w myślach, aby do nas przyjechał. Ponieważ niedawno kupiłem nowy samochód, nabrałem ochoty do wyjazdów. W przeszłości obaj odbywaliśmy krótkie wycieczki po okolicy.
Tej nocy śni mi się, że przyjechał. Obaj bardzo cieszymy się z tego spotkania. Wita się ze mną ciepło i wylewnie, a mnie po przebudzeniu dziwi to powitanie, gdyż nigdy tak serdecznie tego nie robił. Dopiero później dociera wiadomość o jego odejściu.
str. 28