opowiadanie — u dna swojego mieszczące zawsze wyraźny sens filozoficzny, czy — ściślej — światopoglądowy; opowiadanie, które wyraża ten sens w wyraźnym biegu zdarzeń, nie w komentarzu czy wstawce myślowej; opowiadanie, gęściej utkane z obrazów wszystkimi zmysłami doznawanej rzeczywistości aniżeli z ogniw zanurzonych we wnętrzu człowieka; opowiadanie o konturach wyrazistych, a przecież tak drgających i niepochwytnych, jak w bardzo upalny dzień za drżeniem powietrza ukryty krajobraz — oto, najogólniej charakteryzując, ów kanon własny Iwaszkiewicza.
By nie pozostać jedynie przy opowieści teoretycznej, przypomnijmy — według podanego układu — któreś z tych opowiadań typowych. Niechaj nim będą Panny z Wilka. Dlatego, ponieważ krytyk ma do nich słabość. Wiktor Ruben zajeżdża po piętnastu latach do tego samego Wilka i jego panien z ostatnich wakacji przed pierwszą wojną światową. Zajeżdża, ażeby — ach, nie opowiadajmy. Wiktor zajeżdża po prostu we własną przeszłość, we własne o niej marzenie i pamięć. By się dowiedzieć, że nawet marzenia o minionym lepiej nie dotykać, lepiej nie próbować realizować. Posiąść naprawdę coś, to jest rzecz niemożliwa — powiada gdzieś.
Oto sens filozoficzny. Nie rozgrywa się on w komentarzu. Spełniło się dawne marzenie najpiękniejszej z sióstr, Joli. Tej jedynej nocy znalazła się razem z Wiktorem. Po co? By następnego ranka powiedzieć: Jestem tak zgryziona wczorajszą realizacją rzeczy...
Podobne przeżycie zagarnie Wiktora, i to również samym tylko biegiem zdarzeń. Z kilku dawnych, milczących nocy z Julcią to jedno wyniósł Wiktor:
Nigdy w życiu Wiktor nie zapomni tego wrażenia, jakiego doznał poczuwszy pod dłoniami skórę tej dziewczyny. Było to coś tak skończenie pięknego, ciepłego i materialnego jak kwiat.
Po latach, gdzieś przypadkowo na bryczce, Wiktor powtarza w ciemnościach ten sam gest:
Czuł w palcach wspomnienie tamtej skóry sprzed lat piętnastu, która była czymś piękniejszym od kwiatu. Ale to, co
I
miał pod ręką w tej chwili... było czymś zupełnie różnym i tak banalnym, że się przestraszył... zdawało mu się, iż dotyka czegoś bardzo dobrze znanego, prawie tak, jakby własnego ciała dotykał.
Jeśli pamiętać o latach, które dzielą gesty Joli lub Wiktora, jakże jest zrozumiały ów przebieg doświadczenia. Przebieg całkowicie zgodny z zamierzonym przez pisarza sensem. Ani razu nie ujrzymy wnętrza duchowego sióstr: Juli, Joli, Kazi, Tuni, zmarłej Feli. Widzimy za to wyraźnie urywany, porywisty blask słońca, jaki oświetla srebrny nożyk Joli, gdy ta, łakomczuch, obiera. ogórki przy śniadaniu. Poznajemy dokładnie smak dni późnego lata i kształty obłoków. Przywiędła stokrotka, którą Wiktor otrzymał z bukietu Tuni, więcej waży w narracji aniżeli drgnienie wewnętrzne którejkolwiek z sióstr. Oto opowiadanie gęściej utkane z obrazów doznanej zmysłowo rzeczywistości aniżeli z ogniw analizy psychologicznej.
Najmłodsza, Tunia, tyle ma lat, ile ich liczyła Jola tych ostatnich wakacyj przedwojennych. W niczym nie są do siebie podobne. Jedna tylko rzecz w ich urodzie była uderzająco podobna: ich skóra. Kiedy Wiktor pierwszy raz odwiedza Wilko, wówczas, na wołanie Fela — nie dawna Fela się zjawia, lecz duża córeczka Juli. Tamtą Felę odwiedza się na cmentarzu. Kiedy zaś Wiktor odjeżdża, Jola odprowadza go do tego samego zagajnika co w r. 1914. Lecz w ludziach wszystko jest odmienione, prócz nieznaczącej pamięci lokalnej. Kiedy zatrą się w pamięci imiona sióstr, trwamy w świecie wyrazistych fantomów;. Rozwieszone pomiędzy ludźmi medium czasu wciska się jak mgła w każdy postępek i w każdą formę pamięci. Świat przedstawiony drga i faluje poprzez przejrzystą przesłonę tego, co minęło. Oto opowiadanie o konturach wyraźnych, lecz niepochwytnych.
Przymierzamy przedstawiony kanon do opowiadań zawartych w Nowej miłości i w Starej cegielni. Nie przystaje. Ani jedno z nich nie pokrywa się z nim bez luzu. Przy. Zygfrydzie luz jest najmniejszy. Ale Zygfryd znowuż — czujemy to
173