240 WSPÓŁCZESNA POWIEŚĆ WE FRANCJI
otoczenie i wpływy na delirium tremens lob inną jaką, niemniej jednak interesującą śmierć; w' szpitalu. -
Kiedy Dumas, mówi o. swoich; v,potworach. kobiecych z ziemi Nod”33,że są (bezwstydne, z pewnością niejedna panna czytająca jego dramaty i romanse odpowiada mu foo: cichu, ze chciałaby choć przez chwilę być 'Małgorzatą i choa w setnej części zażyć tyle rozkoszy; życia, co pierwsza lepsza z jego upadłych bohaterek Półśuńatka\JU Zoli ani cudzołożna miłość Ireny w La Curee, ani jawna. prostytucja Nany nie mają; tyle uroku* tyle czaru, zmysłowych rozkoszy,,tyle, przyjemności w używaniu, aby którakolwiek, z jego czytelniczek chciała przejść przez piekło gorączki i niesmaku pierwszej lub unurzać się w błocie - drugiej!]
Poza Balzakiem, Flaubertem i Wiktorem Hugo, który żyje na innej planecie Qest to jedyny pisarz, który wad i występków swojego społeczeństwa nie obwija w jedwabne słowa poezji Nie możnsf powiedzieć, aby nie miał być wcale poetycznym lubnie posiadał zmysłu piękna. Przeciwnie.: Zola poetyzuje aż zanadto, aż do znużenia, ile irazy dó powieści wchodzi krajobraz, niektórego tle mają się rysować sylwetki ludzi lub choćby tylko jakiś drobny szczegół martwej natury. Tu występuje, w. nim na jaw prawdziwy temperament południowca, który za1 jaką, bądź cenę potrzebuje wypowiedzieć się, wrażenie, swoje uzewnętrznić. Opisy parku w La Faute de Vabbe Mouret, słonecznych blasków w Une page d-amour, cieplarni w La Curee, wiejskiego sadu w panie, lub jarzyn w Le Ventre de Paris olśniewają czytelnika orgią słów, spoza których doskonale, widać , kształt i barwą; .Przedmiotów, jeżeli nawet nie czuć^maku i zapachu.
Pod ostrą jasnością żyrandola stół otoczony krzesłami, których czarne oparcia ze złotymi oblamkami oprawiały go w jedną czarną linię, był jakoby ołtarz, jak kaplica gorejąca, w której na olśniewającej białości obrusie gorzały jasne: płomienie kryształów [i zastawy srebrnej. Przepyszny serwis z matowego srebra, o błyszczących, nacięciach, zajmował
Rodzaju w Starym Testa
Ziemia Nod — jak podaje Księga
mencie — była miejscem wygnania potomków Kaina. O kobietach -z tego
UHomme-Femme: „To nie sta; ona jest czystym zwie-odu Kaina...”
plemienia pisze A. Dumas-syn w broszurze jest* kobieta- jako: taka, to1 nie jest jakaś kob; rzęćiem, to samica z kraju Nod, to samica z r
środek; była. to banda: faunów (porywających nimfy.. JNa:' dwu końcach, stały wazony iz kwiatami.. Dwa ikandelaibry, zastosowane do grupy na Środku, zrobione każdy z satyra baeignącego, unoszącego na jednej ręce kobietę wybuchającą .śmi-echem, a. trzymającego wn.drugiej pochodnią,
0 dziesięciu raanieniach, dorzucały blask świec, do promieniowania żyrandola, Pomiędzy tymi głównymi sztukami szykowały się symetrycznie naczynia do ogrzewania potraw, wielkie i małe, zapełnione pierwszymi daniami, obrzucone muszlami zawierającymi des hors-d’oeiivre, poprzedzielane koszykami :z porcelany, Wazami kryształowymi, 'talerzami' płytkimi i kompotierkami z deserem, 'który już był na stole. Wzdłuż łańcucha talerzy armia kieliszków, ikanafkł ż. wódą r winem i małe-sołnaczki:: kryształ serwisu był. cienki d lekki- jak muślin, bez żadnych wyrżnięć
1 talk przezroczysty, żernie rzucał najmniejszego cienia. WdelMe sztuki wydawały się jak fontanny s ognia; błyskawice przebiegały po gładkich, botkach naczyń do ogrzewania; wideloę, łyżki i noże z trzonkami z perłowej macićy leżały jak .sztaby płomienia; tęcze zapalały szklanki; ą wpośród tego deszczu iskier,, w tej masie gorejącej karafki z winem plamiły czerwoną barwą óbrus rozpalony, do 'białości.
Olbrzymia miłość, potrzeba rozkoszy unosiła się w tej zamkniętej1 nawie (cieplarni), gdzie gotowały się rozpalone soki podzwrotnikowej strefy. Młoda kobieta była porwana potężnymi godami ziemi, które płodziły naokoło niej tę zieleń czarną, te łodygi kolosalne; a warstwy ostre tej matki ognistej, ten rozkwit lasu, ten stek roślinności palącej się we wnętrznościach, obrzucały ją tchnieniami niespokojnymi i przeładowanymi upojeniem. U jej stóp basen, ta masa wody ciepłej, zgęszczonej^so-kami korzeni pływających, parowała, kładła na jej ramionach płaszcz z ciężkich wyziewów, obłok grzejący jej skórę jak dotknięcie wilgotnej ręki rozkoszy.. I więcej niż ciepła , duszność powietrza,, więcej niż blaski. ,, żywe, więcej niż kwiaty szerokie, krzykliwe, ppdobne do twarzy śmiejących się lub wykrzywiających pomiędzy liśćmi, gnębiły ją zwłaszcza zapachy, owe podmuchy słodkie i mdłe aż do . nudności, a poprzecinane podmuchami zaraźliwymi, cierpkimi, przejętymi trucizną. Lecz w tej dziwnej muzyce zapachów frazą melodyjną, która powracała ciągle, panując nad czułą nutą wanilii i ostrym dźwiękiem orchidei, był zapach ludzki, przenikający, zmysłowy, ten zapach miłości, który rankiem wymyka'się z zamkniętego pokoju młodych małżonków.
To prawie pędzel Jordaensa34, z którego na płótno cieknie lu-
84 Jfacofo Jordaens (1593—1678) — malarz flamandzki z Antwerpii. Malował kompozycje rodzajowe, mitologiczne § alegoryczne; odrębność
16 — Pisma krytycznoliterackie