236 WSPÓŁCZESNA POWIE! >Ć WE FRANCJI
• eję i rzuciło ją ostatecznie ;W piekło. Nazajutrz jednak już go nie chciała wskutek jakiegoś dziwnego aiużehia' i poczucia wyrzutów. Lecz następnie, oddawszy się marzeniu o przyjemności bez nazwy, wzięła Maksyma w swe ramiona ciekawa jego samego, ciekawa ..okrutnych rozkoszy tej . miłości, którą .uważała za zbrodnię. Jej wola zgodziła się (na kązirodztwo, domagała się go, chciała się nim
gdyiby kiedykolwiek przyszły, uniesieniem kobiety wielkiego nieszczęść, ze wszystkimi wal-
lubować do końca, aż do zgryzot,
ze strachem i radością, domyślać kobiety niezwykłej
wolą: Maksym poddawał się”, niebniejszy sposób zabiera jej
Była Czynną: świadomie. ;,Kochała z świata, z niepokogącymi. przesądami kami, uciechami i wstrętami kobiety, która się' nurza w swojej własnej pogardzie”. Więc ta pani miała tu znowu temperament? Kochała z żarem i uniesieniem, kc chała Wszystko 1 więc .kazało się .; w niej, w Czynach, i słowach, wszystko kazało się spodziewać akcji silnej lub dziwnej, postępowania energicznego lub szalonęgo^Crdzież tam! Gała jej akcja, cała energia, zużywa się na jedną scenę w.cieplarni, „gdzie kochankowie spędzili noc miłości szalonej. Irena była mężczyzną — namiętną i działającą Poza tym nic! Kiedy mąż w najhći pieniądze przygotowane na ucieczkę z Maksymem, a garbata Luiza odbija jej Maksyma samego, ona nie umie nawet krzyknąć krzykiem rozpaczy, boleścią rozdartego serca, przerażeniem mającej ogarnąć ją próżni. „Pani go nie poślubisz — zawołała do Luizy.— To niepodobna! Wiesz przecie...” I Ukrywszy twarz w dłoniach uciekła, schroniła się w głębi cieplarni.
Przechodząc przez wszystkie stany duszy, przez zazdrość i upokorzenie, przez cios złapania na gorącym uczynku kazirodztwa i rozpacz stracenią: kochanka, przez rózgi wstydu i szyderstwa Irena nie umie wznieść się do wyżyn prawdziwego uczucia, które sby się wyraziło jakimś charakterystycznym słowem lub niezwykłym zwrotem- myśli, jakąś niebanalną nutą w głosie lub czynem .„kobiety trudnej do zanalizowania”. A jednak była to kobieta, która, jak w melodramatach, myśl ała nawet o otruciu się w cie-.plarni na widok Maksyma rozmawiającego z garbatą Luizą.
rośliną Tanghin z Madagaskaru .ach, których najdrobniejsze żyłki edy Luiza i Maksym zaśmieli się na w bezładzie myśli, z suchymi
Ukryła się ‘na wpół za przeklętą o białawych łodygach i szerokich liśqi pędziły ;zatoite mleko. I w' chwili;, fc głośniej śmiechem wesołych dzieci, Iije:
i-4; rozdrażnionymi' wargami, wzięła w. usta : gałązkę Jtó&gwtaĄ która się .;wznosiła-do jgj;rz&feów,,.i ugryzła;gorzki: liść.. ;
W psychologii1 wszystkojest możliwą, hąWef gryzienie ria-Jśerio gorzkiego liśdia Tanghinu. Aby 'jednak
prawdy, ipotrzebą, .czegoś, więcej, niż -proste notowanie, faktów; pó-trzeba wniosków: autpra, tąk jak. przy oskarżeniu zbrodniarza: po-. trzeba wniosków: -prokuratora, które by pojedyncze ifakty: uogólniły i nadały im ton. Zola zadawalnia się konstatowaniem faktu, mówiąc,7 że „eksperymentator wiiibSków stawiać rnie ‘ potrzebuje,
■ ponieważ doświadczanie samo1 wnioskuje za’'niegó,^'-’:Ani-:;słowa!
" I w oskarżeniu •prokuratora'także, fakty powinny móWić -za'niego. Jeżeli jednak fakty są oderwane, sprzecznej natury t1 w,: niczym lub mało tylko popierające jego sąd, oskarżenie chybia celu. Zola,l wstrzymawszy się od postawienia winibsków, pom-imfr obfitości1 fak-1 tów tak.je przedstawia, że czytelnik z nich duszy ludzkiej określić! nie jest w stanie.
. ■ A. przy tym jak^gdyby unHcał^scen drażliwych.....prawdziwie
dra^t#znych.. ?i _ kiedy ,w banalnych.., jest.„ąż,,do znudzenia roz-. wrekłym. w zajmujących milczy.. Niech robotnika porwą boleści żołądka lud wymioty, Zola faktu 'nie'.puści płazem i roztrząśnie z całym przeświadczeniem doniosłość kwestii nie tylko pourąuoi ale i commeni de choses. Jeżeli jednak mąż łapie żonę ną gorącym uczynku cudzołóstwa i kazirodztwa, nikt ani w chwili, ani po fakcie pary,z ust nie puszczą.
Namiętności nie mąjąi..u. niego- .własnegoJęzyka.,.MiłośÓnie płonie zapałem, .gniew nie parska, złośliwą brzydotą, nienawiść me gryzioL .^łupota^nię....oskarża się swa specjalną ołaskością. Żaden / wypadek nie jest w stanie tak zatargać nerwami jego’, osób, aby I z ach piersi wy krzyk prawdziwego uczucia w jakimś niezwykłym! słowie, w jakimś dostał się barwniejszym wyrażeniu. Brodzą one' częstokroć, po smrodliwych trzęsawiskach cynizmu, ale nie wydostają się nigdy poza błędne koła powszechnej szarej myśli.
• Czy jesteś cierpiący — spytała Irena swego pasierba w zamkniętej dorożce.
— ..Nie, ..ale mi zirpno.. .
— Co?! Ja, przeciwnie, pąlę się. Okryj sobie kolana końcem moich spódnic. .
— Oh! twoje' spódnice — odpowiedział Maksym kwaśno — mam ich-po same oczy.1