228 WSPÓŁCZESNA POWIEŚĆ WE
staje, ale kobietę, którą kochał i pożądał dotąd bez skutku? Eh! kto by się tam o takie bagatelki w takiej chwili pytał! Helena tu była, aby mu się oddać, i tu mu się odda ta, aby „powróciwszy po trzewiki stojące przed kominkiem pomyśl eć, że nigdy nie kochali się mniej, jak tego dnia właśnie”. Inaczej powieść by się nie zawiązała: dla obrazów nie byłoby gwoździku, dla opisów Paryża pretekstu. •
Intryga, historia, fabuła powieści to głupstwo.. Realizm w szczegółach to rzecz; symetria w posiekaniu materiału na rozdziały to sztuka. Więc też Zola zbiera sobie ootatk, co i jak się kiedy zdarzy, byle tylko wiernie i dużo, a kiedy przyjdzie do pisania powieści, to rzecz sama już się złoży, byłej tylko było dosyć mate
melodramatycznego inte-obrazy i serię mniej lub
powieściach nie ma nigdy
riału wziętego z natury i jaki taki figiel resu, około którego można by zgromadzić więcej zajmujących opisów.
Lecz z tego to ipowoęlu właśnie w jego ruchu. Akcja nie rozwija się w myśl i wypadków, ponieważ sy-
rzez „dorzucenie jakichś o takiej sceny”, a cel, do jakąkolwiek cenę, paczy ecz dziwnie melodrama-ienia warunkom propor-
metria wstrzymuje postęp psychologii -pjr dwudziestu stronic opisu takiej rzeczy lu t którego jego osobistości dojść muszą za naturalnie rozwiązywanie sytuacji na rs € tycznych perypetii. Zola dla zadośćuczyr i cji w ich monotonii zagubia wszystko, co by tylko mogło obudzić żywszy interes. Myśli filozoficzne giną w szumie artystycznych wrażeń, wrażenia w bogactwie ścisłych ibserwacyj, a obserwacje w nawale słów, tak że dziełu jego . brak ostatecznie tego kulminacyjnego punktu, interesów, uczuć lub myśli, z którego można by było objąć całą przestrzeń jednym rzutem oka. A ta przestrzeń to płaszczyzna bez końca, przez którą po piaszczystej i krętej drodze idzie się ciągle ze spuszczoną głową,. wolno, ostrożnie i ciężko. Żadnych niespodzianek: ani świeżej zielo lości jakiejś tra/wki w rowie, ani barwnego kwiatka na szczyci i pagórka, ani wesołego śmiechu strumyka, ani tajemniczego oieinia lasu na niebieskim pasie widnokręgu! Żadne żywsze tchnienie, żaden wzlot myśli, żadna ostrzejsza nuta uczuć, choćby zaj; rawionych jadem sceptycyzmu, nie przerywają ani na chwilę tej jednostajnej jego pracy w układaniu mozaiki życia z drobnych . dobrze przystosowanych kamyczków prostej obserwacji, ponieważ to by mogło zepsuć symetrią, a może nawet i rozerwać całość.
5. JEGO. PSYCHOLOGIA
Wszyscy ludzie, jakich Zola do swych powieści wprowadza, mówią mało i posługują się jednym i tym samym nieokrzesanym językiem gminu, jakkolwiek każdy z nich należy do innej warstwy społecznej, do innego poziomu wykształcenia, wychowania i otoczenia/ Ciosami z jednego kamienia, beż żadnego rafinowania, bez żadnej dwuznaczności dusz, bez żadnej rozbieżności charakterów, zachowują się przy akcji jak androidy, czyli „maszyny ludzkie poruszające się za pomocą mechanicznych kombinacyj”. Myśli ich nie błąkają się ipo bezdrożach pragnień, zmysły nie niszczeją w zabójczej różnorodności pożądań, czyny nie zaprzeczają woli, wola nie marnieje w. walce o drobiazgi, a drobiazgi nie przeważają szali założonego celu. Cel został postawiony z góry. Mają wyrażać alkoholizm lub histerią, brutalną namiętność lub naiwne uczucia dzieci; mają wyrażać „dziedziczność organicznego skażenia” lub „moralny upadek Francji za Drugiego Cesarstwa”; mają żyć w myśl „idei ogólnej”, -która powieścią rządzi, lecz nie żyją wielkim życiem natury. Idą wprawdzie jak pijani, którzy zataczają się, zbaczają ż drogi, zawracają w tył, wloką lub chwilami pędzą, lecz ostatecznie pomimo Spóźnienia zachodzą do domu, do tego celu, który jest kluczem ich psychologii. .Przy akcji taką tylko grają rolę, jakiej autorowi potrzeba na poparcie, owej „idei ogólnej”, owej „filozoficznej myśli”, a z „dokumentów ludzkich” mających charakteryzować „układ ich zmysłowych i umysłowych manifesta-cyj” biorą tylko żwierzęcość i głupotę. ’
Zola w pogoni za szczegółami -jednej i tej samej natury, które by dosadnie wyrażały jego „myśl. ogólną”, izagubia charakterystykę swych postaci w monotonii ich manifestacji psychicznych. Potężną dłonią sięgnąwszy raz do wnętrza, jakiejś kopalni, wyrzucą z niej całe garście wciąż tego samego kruszcu, zapominając, że obok znajdować się może całkiem, inna kopalnia, całkiem inny kruszec.
Właściwie wówiąc, Zola jest to sędzia śledczy, dla którego w życiu krom zbrodni, występków i wad nic nie istnieje. Szuka i zastanawia się tylko nad takimi ludźmi, którzy wykraczają przeciwko prawu lub co najwyżej wymykają się spod jego chłosty, a słucha ich wtedy tylko, kiedy mówią cynicznym i wyuzdanym językiem zepsucia.
Wprawdzie po kilkakroć dotknął się dusz ozystych, piękna