i dziecko, które się matce przygląda, a jeszcze dokładniej; dziecko, które przemawia do matki bez słów, jedynie przez patrzenie-jej-w-oczy, i to samo dziecko, które widzi w matce taki sam przedmiot, jak każdy inny, są przykładem dwoistości, w której człowiek się znalazł i w której istnieje. Coś z niej można niekiedy 'dostrzec także w zachowaniu się wobec bliskości śmierci. Tym, co się tu ujawnia, jest dwoistość struktury samego ludzkiego jestestwa: ponieważ są to dwa sposoby odnoszenia się naszego jestestwa do bytu, są to w ogóle dwa sposoby odnoszenia się naszego jestestwa — Ja-Ty i Ja-Ono. Relacja Ja-Ty ma swój najbardziej skoncentrowany i pełen blasku wyraz w rzeczywistości religijnej, w której nieograniczony byt staje się jako osoba moim partnerem; relacja Ja-Ono ma swój najbardziej skoncentrowany i pełen blasku wyraz w poznaniu filozoficznym, w którym wydobycie podmiotu z Ja bezpośredniego-by-cia-razem Ja i Ono, i przeobrażenie Ono w z zasady wydzielony obiekt, ustanawia możliwość ścisłego myślenia o pomyślanym bycie lub o pomyślanym byciu. Boska prawda chce, aby — jak mówi Franz Rosenzweig — „błagano” o nią „obiema rękami” filozofii i teologii. „Przed tym” —powiada Rosenzweig — „kto wzywa jej podwójnie, w modlitwie wierzącego i niewierzącego, nie zamknie się ona.” Czym jednak jest modlitwa niewierzącego?
Rosenzweig rozumie przez nią modlitwę Goethego do własnego losu — modlitwę, która przecież, choćby najbardziej prawdziwa, przypomina ową modlitwę do Ananke królowej z dramatu Eurypidesa. Ty tej modlitwy ostatecznie jednak nie jest żadnym Ty. Ale istnieje inna, ważniejsza modlitwa filozofa, choć — jak mi się wydaje — jeszcze bardziej oddalona od Ty.
Wypływająca z wiary rzeczywistość spotkań ze Spotkanym, którego światło przebija przez wszystkie kształty, choć on sam pozostaje bezkształtny, czysta relacja Ja-Ty, nie ofiaruje jego obrazu, nie posiada niczego, co dałoby się ująć jako przedmiot — ujawnia się w niej wyłącznie obecność obecnego. Wyobrażenia o nim, czyli Bóg jako zawartość ludzkich koncepcji, powstają dopiero wtedy, gdy Ty staje się On, to znaczy Ono. Ale podstawą istoty człowieka, gdzie się ona ześrodkowuje i staje całkowita, jest także łono duszy, z którego rodzą się wyobrażenia. Obrazy bogów powstają — i to zarówno takie, które dla trwałej widoczności pozwalają się zakląć nawet w ziemskich przedmiotach, jak i takie, które pozostają w psychice i chcą zamieszkiwać jedynie w przestrzeni, gdzie oddycha dusza. Obrazy uzupełniają się, stapiają, są wystawiane przed wspólnotą wierzących czy to jako dzieła plastyczne, czy teologiczne. A Bóg — jak wolno nam przypuszczać — nie gardzi nimi, lecz przystaje na to, że człowiek ogląda go w nich i patrzy na niego przez nie. Obrazy jednak szybko zaczynają chcieć być ciągle czymś więcej, niż są, czymś więcej niż tylko znakiem i wskazówką dla człowieka. Dzieje się tak w końcu wciąż na nowo, że obrazy zagradzają drogę do Boga, a on się im wymyka. 1 tak dojrzewa godzina filozofa, który jednocześnie odrzuca i obraz, i Boga, którego ten obraz przedstawia, i przeciwstawia im — jako nieczystym—czystą ideę.
Krytyczny „ateizm” (słowa atbeoi Grecy używali w stosunku do ludzi przeczących przekazanej wiedzy o bogach) jest mówioną w trzeciej osobie — w formie mowy o idei — modlitwą filozofa do Boga, który znów stał się nieznany. Nadaje się ona do tego, aby poruszyć ludzi religijnych i pozwolić im wyruszyć z centrum odbóstwionej rzeczywistości ku nowemu spotkaniu. Na swej drodze niszczą oni obrazy, które — co jasno widać — nie mogą już prawdziwie przedstawiać Boga. Porusza ich duch, który poruszył filozofa.