50
wałam dla jednego pana i z nim jadłam. Gdy termin wywózki minął i wszystko było spokojnie, Żydzi zaczęli wracać do koszar. Gdy już było ich dość dużo, któregoś dnia Niemcy obstawili koszary. Mnie jakaś pani zbudziła i ostrzegła; ubrałam się, wzięłam przygotowaną paczuszkę i chciałam wyjść. Nagle jakiś Niemiec wszedł do garażu. Przelękłam się, rzuciłam rzeczy i już o nich zapomniałam. Widziałam, że ludzie idą do męskiego baraku. Poszłam tam także. Odbili kłódkę od śpichrza z kartoflami i 20 ludzi tam się schowało. Po drodze zdążyłam jeszcze ściągnąć dwie bułki. Siedzieliśmy cały dzień. Ale nie wiedziałam, dokąd pójść wieczorem. W nocy wszyscy zebrali się na podwórzu, było więcej takich, którzy nie mieli się dokąd udać. Wyszliśmy tyłem z koszar i poszliśmy do lasu. Była noc, deszcz, błoto, zimno i te dręczące myśli, jak się to skończy? Czy nas złapią? Całą noc błądziliśmy po lesie a rano dojrzeliśmy unoszący się dym. Była to kryjówka zamaskowana liśćmi. Otworzono klapę. Chociaż mówiliśmy po żydowsku, bano się nas i przyjęto z siekierą w ręce. Siedziały tam trzy osoby, a nas weszło jedenaścioro. Było ciasno.
W opackim lesie było dużo kryjówek, jedna obok drugiej. Utworzyła się tam komisja leśna. Na jej czele stał Schwarz Mundek z Borysławia. Był rozkaz, aby przygarnąć wszystkich Żydów, a członkowie komisji obierali kryjówki i odpowiednio ludzi rozmieszczali.
Zostałam w tej pierwszej kryjówce, do której zaszli-śmy, gdyż tam była kuzynka tatusia. Było mi tam bardzo dobrze. Miejsca w kryjówkach było dość, bo przecież wielu „finansistów” wróciło do koszar. Stamtąd wywieziono ich do Płaszowa. Była to pierwsza wywózka z naszych koszar.
Leśna komisja wysyłała ludzi do koszar, by się dowiadywali, jakie Niemcy mają zamiary wobec lasu. Płacono Eisensteinowi za to, by ich tolerował. W koszarach tymczasem nazbierało się znowu dość Żydów.
Naszą kryjówkę odkryli pewnego razu polscy chłopcy. Uciekliśmy do lasu, ale oni nas nie wydali. Byli to chłopcy, którzy przedtem pracowali z naszymi ludźmi. Raz złapano Żyda w koszarach, zbito go na ukraińskiej milicji i on zdradził trzy kryjówki. Komisja dowiedziała się o tym i przestrzegła nas; uciekliśmy do drugiego lasu i schowaliśmy się w przewróconej sośnie, której gałęzie tak ułożono, by nas kryły.
Na drugi dzień komisja rozdzieliła nas po troje do innych kryjówek. Zbudowano także nową kryjówkę dla ludzi, którzy swoje stracili. W naszej starej kryjówce odkopano mój pencak i przyniesiono go na nową. W tej kryjówce było dwudziestu ludzi. Po tygodniu musieliśmy stamtąd odejść, bo właściciele kryjówki chcieli przyjąć „finansistów”, by mieć się z czego utrzymać. W nocy niektórzy Żydzi wychodzili z lasu i skupywali prowiant. Wieczorem zanosiło się kartoflankę do tych kryjówek, gdzie były rury do pieczenia. Tymczasem budowano nową skrytkę, ściany były obite okrąglakami, zrobiono ustęp. Przeprowadziliśmy się tam, byli tu sami biedni ludzie w liczbie około dwunastu, którzy nie mieli swych kryjówek. Głodowaliśmy. Komisja przysyłała nam pencak, ale to było za mało.
Ludzie narzekali na komisję. Dużo było takich, co głodowali a członkowie komisji kupowali sobie ciastka. Ludzie chcieli sami chodzić na kupno, ale komisja nie pozwalała, by nie wydać, że są kryjówki. Jeszcze wcześniej komisja zebrała pieniądze na opłacenie Eisensteina. Pewnego razu jakiś Żyd chciał się zobaczyć ze swoją żoną Niemką — ludzie z komisji go odprowadzili. Zobaczyli przed lasem ukraińskich milicjantów, komisja się schowała, a on prze-