zwłaszcza noża i zębów. W Żyle pojawia się bliska Barańczakowi klatka żeber: „z kieszeni okratowanej żebrami” przechodzimy w Jednym tchem do Jednym nawiasem żeber wokół serca”; „kostne kraty klatki piersiowej” i „wieża tchawicy” bliskie są Peiperowskim „brzuszkom mięśni”, „gniazdom ze skóry”, „bibliotece palców” czy „mięsnemu zegarowi”. W „wiotkim wiórze płomienia zestruganym z płuc” słychać być może pogłos frazy: „skronie trzeszczą, szczotkowane blaskami gorącego śniegu”. Można też dostrzec subtelne podobieństwa leksykalne z Footbalem: dominujący metaforycznie w liryku „nawias żeber” kojarzy się z „łukiem szeroko wykreślonym biodrem”, w tle gdzieś pobrzmiewa „gniewna kreska” i „linia z cukru” (którego „okrucieństwa” z wiersza Noga nie sposób zapomnieć), a połykacz szabel uruchamiający w interpretacji kontekst cyrku zyskuje u Peipera przełożenie na „błękitny cyrk”. Szczególnej wyrazistości dla czytelnika A i Żywych linii nabiera w Dzienniku motyw oka skojarzony z prawdą: w wierszu Źrenica, w której byłem, oczy wciągane są w głąb, wwiercają się w szare zwoje, co drastycznością i somatycznością opisu przypomina liryk Peipera Ujmij moje oczy, podobnie jak makabrycznie udosłowniony obraz oka, „którym rzuciłem nieopatrznie i opacznie w stronę luster i bruków” z wiersza Barańczaka Twarzą w trawą. W Całym sercem po stronie czytamy: „w oko jedno i drugie/wbije się ostrzem długim/skrwawionych ulic nóż”, zaś w Kolędzie powraca motyw ostrza - „z żelaznym nożem w zębach”, przynosząc echa Powojennego wezwania, gdzie „oczy nie szukały ojczyzny na nożu czy na zębie”. Z kolei w wierszu Nie „list cudzego ciała”, w którym można „rozciąć kopertę skóry i złamać szyfr kości” przypomina „mowę, która akcentuje trzask kości” (.Kronika dnia).
Nie o tropienie powiązań stylistycznych o różnym stopniu wątpliwości tu jednak chodzi, ale o uruchomienie lektury Dziennika porannego poprzez poezję i autorefleksję mistrza awangardy. O dodatkowy kontekst wzbogacający odczytanie wielokrotnie już przecież prześwietlanej poezji Barańczaka, pokazujący rzeczywistość przedstawioną w wierszach jako ruinę marzeń awangardzisty o lepszym świecie zorganizowanym przez ideę, jako utopię negatywną, która się ziściła, jako polemiczny dialog z wizją przyszłości, która spełniła się w swej karykaturze.
I tak Powojenne wezwanie, sztandarowy wiersz programowy rozpoczynający tomik A, zdaje się mieć ironiczne dopełnienie w Ogniu Barańczaka. Oba te teksty stoją w ogniu: u Peipera Jest tak gorąco”, że nawet Bałtyk płonie, żar się „zawęgli”, a pożar ma moc tworzenia, odradzania na zgliszczach wojny - zgodnie z właściwym utopijnemu myśleniu założeniem, że aby zbudować lepszy świat, należy najpierw zburzyć stary porządek. U Barańczaka natomiast ogień to „triumfalna przegrana”, tutaj węgiel i popiół pozostaje tylko po całopaleniu, po ofierze, jaką składa z siebie samego człowiek. W pierwszej strofie u Peipera świat „oczy przetarł cmentarzem”, a w pierwszych wersach liryku Barańczaka pojawia się „palące wejrzenie/oczu przykrytych dwojgiem powiek i/monet”. W obu tekstach w ich drugich strofach występują krzyże: u Peipera „Niech się ramiona, kaplice w mięsie, otworzą”; u Barańczaka bohater zawiśnie „na ognistym krzyżu”, „dogłębnie przybity ćwiekami” do „opiekuńczego ramienia z drewna”. Gdy w Powojennym wezwaniu pojawia się triumfalny pochód w przyszłość, w Ogniu oskarżony zostaje unieruchomiony, przywiązany do swego pręgierza. Odpowiedzią na pokonaną w marszu „czarną armię mar” jest natomiast kolejny wiersz w Dzienniku pt. Święto zmarłych, gdzie pochowani rozpychają się łokciami pod ziemią, próbując wydostać się na powierzchnię. Podsumowując, wiersz-manifest, który na gruzach wojny wznosić chce nowy lepszy świat, otrzymuje tragiczny appendix w wierszach pisanych „u końca wojny dwudziestodwuletniej”. Dla Peipera wojna stała się wykorzystaną szansą na odzyskanie wolności i budowanie niepodległości, dla pokolenia Barańczaka punktem wyjścia było wojenne niemal zniewolenie i polityczna podległość.
Podobne ślady dyskretnych dialogów międzypokoleniowych można odnaleźć i w innych utworach. Warto też prześledzić silnie obecny u obu poetów motyw ranka i świtu czy sposób obrazowania miasta. W wierszu Rano, do którego przywiązywał Peiper dużą wagę, „ulica śpi, sześcianem cienia przydeptana”; w Szybie miasto stanowi „martwy sześcian/powietrza wbitego w cegły”. Słowa z tego liryku mogłyby być zresztą dobrym komentarzem do awangardowych utopii:
Ten świat skondensowany, gdy spojrzeć na szkła krawędź, zielonością jaskrawą lśni jak toń oceanu:
105