Coś się dzieje. Wiem. bo komórka wibruje, co 5 minut informując mnie o kolejnym nieode-branym smsie. Rzucam okiem na monitor komputera. Okienka trzech włączonych na laptopie komunikatorów święcą się na pomarańczowo. Odkładam książkę z cichym westchnieniem rozczarowania. Oczekiwałam spokojnego wieczoru. Odbieram wszystkie wiadomości. Przyjaciółka ma problem. Nie chce powiedzieć jaki. prosi o spotkanie. Zastanawiam się nad każdym wysłanym do niej zdaniem. Staram się niczym jej me urazić. Ważę słowa. Chociaż znamy się jak łyse konie, podchodzę do niej jak do obcego i jakbym sama też była obca. Pozwalam, żeby wybrała miejsce spotkania. Chcę. aby czuła się bezpiecznie podczas rozmowy i bardziej się otworzyła. Szybko wystukuję na klawiaturze Nie martw się. Będę za 30 minut i znikam z dostępnego. Powinnam opracować plan działania. W końcu wcale nie tak prosto rozmawia się z ludźmi. Nawet bliskimi. Plan brzmi pewnie odrobinę bezpłciowo, ale me ma na to lepszego słowa. Od momentu przekroczenia progu jej domu nie będę tylko zwykłą starą przyjaciółką, będę królewskim doradcą, nadwornym błaznem i psychologiem. Wcielanie się w tyle ról na raz jest ciężkim zadaniem, ale co to dla mnie przyszłej reportazystki. Szybko przeglądam rzeczy w szafie i wybieram prosty, skromny strój. Ciemny t-shnt i jeansy. Nie idę w końcu na żadne spotkanie biznesowe, a me chcę przytłoczyć mojej rozmówczyni. Muszę być pizede wszystkim uszami i ustami. Reszta nie jest ważna. Pakuję torbę i wybiegam. Po drodze wstępuję do cukierni i kupuję cztery w-zetki. To nasze ulubione ciastka, jeszcze z gimnazjum. Na smutki cukier jest najlepszy. Mam nadzieję, że tym małym gestem wywołam chociaż lekki uśmiech na jej twarzy. Wsiadam w autobus i luszam na wyprawę. Mieszkamy cd siebie 15 minut autobusem, więc szybko jestem na miejscu. Otwiera mi zapłakana i roztrzęsiona.
Rozmawianie z ludźmi przypomina ujarzmianie dzikiej bestii, dajmy na to smoka. Z początku zachowuję dystans i me zasypuję jej stosem pytań o to. co się stało. Jestem jak taki znajomy intruz. Obcy. bo jest nieufna, bliski, bo wiem gdzie trzyma zastawę i cukier. Zanoszę ciastka do kuchni i wstawiam wodę na herbatę. Jest to może i poufałość z mojej strony, ale chcę pokazać, że można mi zaufać. Że nie przyszłam tylko odwahć sprawy i wyjść. Wysyłam w ten sposób sygnał- że jestem gotowa na długą i ciężką rozmowę, że me ucieknę. Poza tym herbata, ciastka i kanapa zwyczajnie twoizą przyjazną przestrzeń do rozmowy. Zaczynam od szczebiotama o błahostkach. Opowiadam jak nudziłam się w domu i cieszę się. że zadzwoniła. Chwalę jej nowe filiżanki. Kiedy wszystko już jest gotowe przenosimy się do salonu, na kanapę. Rozsiadam się wygodnie i daje jej chwilę czasu na zebranie myśli. Wiem. że ma problemy z wyrażamem emocji, więc nie poganiam. Gramy na jej zasadach, me chcę być nachalna, to przecież nie jest przesłuchanie, a ja me jestem pohcjantką. Staram się pokazać jej. że traktuję nasze spotkanie jak dar. Jego celem jest zrozumienie przeze mme jej problemu i udzieleme pomocy jeśli zajdzie taka potrzeba. Muszę zachować się jak uczeń słuchający mistrza. Ona będzie mme uczyła o sobie, o tym. co jej się przydarzyło, co wytrąciło ją z równowagi do tego stopma. że trzęsą jej się ręce.