oo fpnwaanr A> pomyto ipoieam
publicznych i niewiarą w skuteczność „oficjalnych" mechanizmów awansu społecznego, ale cakżc z oczekiwaniem asekuracji ze strony państwa w przypadku osobistych niepowodzeń. W strategii tej nie mieści się uznanie solidaryzmu - jako zasady organizującej społeczeństwo - za wartość. Akceptacja współ notowości jest zawężona do własnej grupy zawodowej czy zakładu pracy i ma realne znaczenie jedynie w przypadku środowisk zdolnych do skutecznego organizowania się wokół swych korporacyjnych interesów.
Istnieje wiele przyczyn takich postaw. Najważniejsze wynikają z cech struktury społecznej: niewielkich rozmiarów klasy średniej, niezależnej ekonomicznie od państwa i zdolnej do organizowania się poza jego strukturami, a takie rozległości wykluczenia społecznego związanego z ubóstwem i - pomimo imponującego wzrostu wskaźników formalnego wykształcenia - analfabetyzmem funkcjonalnym1. Duże znaczenie maja takie odziedziczone po PRL syndromy „wyuczonej bezradności" i roszczeń iowości, ograniczające mentalną zdolność dostosowania się znacznej części społeczeństwa do nowego ładu.
Deficyty obywateiskości i kapitału społecznego wpływają na rozwiązania instytucjonalne w polityce społecznej. Po zaniechaniu podejmowanych na początku transformacji prób przekonania społeczeństwa do głębokich reform rynkowych sfery społecznej, w Polsce umacnia się konsensus między społeczeństwem i większością polityków w sprawie odpowiedzialności władzy publicznej za sytuację obywateli Porozumienie to jest słuszne co do ogólnej zasady, o ile nie jest ona interpretowana jako omnipotencja państwa w kwestiach społeczno-ekonomicznych. Trzeba jednak powiedzieć, że jak dotąd władze nie są w stanie zapewnić wystarczającej skuteczności instytucji publicznych w rozwiązywaniu problemów społecznych, naromiasr społeczeństwo odrzuca szeroki solidaryzm społeczny na rzecz węziej definiowanych interesów, oczekując od państwa gwarancji realizacji strategii indywidualnych lub interesów własnej grupy zawodowej.
Zakres zmian systemowych w polityce społecznej w latach 1990-1999 był pozornie duży, poczynając od utworzenia urzędów pracy i przekształceń pomocy społecznej, a kończąc na reformach ochrony zdrowia, edukacji i ubezpieczeń społecznych. Większości tych zmian można przypisać trzy ważne cechy:
(1) niterwencyjność, czyli reagowanie na skutki reform gospodarczych (szczególnie w polityce wobec bezrobocia i w pomocy społecznej);
(2) kome.icjaliz.ację, w związku z dążeniem do utrzymania określonego poziomu deficytu budżetowego;
(3) zdominowanie zakresu i rempa przekształceń przez mechanizmy przetargu politycznego z udziałem najsilniejszych grup społecznych.
W efekcie proces zmian przebiegał w zasadzie żywiołowo - były one nierówno rozłożone w czasie (z kulminacją na początku i w końcu lat 90.), w większości spóźnione, a ponadto poddawano je korektom w trakcie realizacji (np. odstępstwa od pierwotnej treści ustawy o ochronie zdrowia i dążenie do ponownej centralizacji usług zdrowotnych w latach 2001-2003). Niekonsekwentna realizacja reform ujawniała się też w zaniechaniu zapowiadanych prac legislacyjnych, np. brak ustawy o emeryturach pomostowych i utrzymywanie uprawnień do wcześniejszych emerytur grozi załamaniem funkcjonującego od 1999 roku systemu emerytalnego.
Konsekwencją sposobu reformowania sfery społecznej są niespójne rozwiązania, opisywane m.in. jako „paternalistyczno-rynkowa hybryda”, odległa od modeli polityki społecznej w rozwiniętych państwach2. Obecny model polskiej polityki społecznej ani nie odpowiada wymogom gospodarki rynkowej, ani nie sprzyja zaspokajaniu na właściwym poziomie potrzeb obywateli i przywracaniu naruszonego po 1989 roku bezpieczeństwa socjalnego. Niesłuszne jest nazywanie go modelem liberalnym, ze względu na wysoki poziom wydatków publicznych, ograniczoną rolę w sferze społecznej podmiotów rynkowych i silne wspieranie sektora państwowego w gospodarce3. Jest to natomiast model bardzo nieefektywny w podstawowych obszarach społecznych. Pomimo rekordowo wysokich wśród państw regionu transferów społecznych (około 2096 PKB, czyli poziom zbliżony do skandynawskiego), nie udaje się zahamować narastania ubóstwa i rozwarstwienia społecznego, ponieważ środki te trafiają w dużej części do wcale nie najbardziej potrzebujących. Kilkakrotnemu zwiększeniu liczby świadczeńiobiorców pomocy społecznej towarzyszy dramatycznie słaba ochrona grup, które nie są w stanie zadbać o swój dobrobyt - ludzi starych, samotnych, chorych, niepełnosprawnych, dzieci w rodzinach dysfunkcyjnych. Przy wielomilionowym bezrobociu brakuje pracowników chętnych do podjęcia legalnego zatrudnienia. Usługi społeczne (poza edukacją) cechuje ograniczenie uczestnictwa, niewystarczająco rekompensowane wzrostem ich jakości.
Najbardziej możliwe i pożądane zmiany tego stanu nie powinny zmierzać ani w kierunku znacznego zwiększenia .urynkowienia”, ani też większej ^socjalizacji” budżetu. Model liberalny nie ma akceptacji społecznej, oznaczałby także dalsze ograniczenie dostępu do usług społecznych dużej części obywateli. Z kolei wzrost transferów społecznych w PKB - o ile przy ich obecnym poziomie jest on w ogóle możliwy bez spotęgowania negatywnych skutków dla finansów publicznych i gospodarki - nie przyniesie zauważalnej poprawy, jeśli nie będzie mu towarzyszyła zasadnicza modyfikacja form i większa konkretyzacja programów społecznych.
W 1998 roku do analfabetów funkcjonalnych zaliczano 42,6% dorosłych Polaków; sob. Hunuu D«v*lopmtnt Report 2001, United Nacion* Devdoptnent Programme 2001, Oxford 2001, Oxfbrd Urn-versicy Press, s. 152.
1 Mirosław Kaężopolski. Co -alt/ z polityką społeczną w Polsat Od socjalistycznych peamnąt do petemaUstyczno-rynkowej hybrydy, w: Reformy społeczne, s. 208-218.
W r jok:ngu konkareacy inoło gospodarek UE z 2006 roku Polska wyprzedzała tylko Mąkę, je
dyne państwo przeznaczające więcej irodków budżetowych na wspieranie przedsiębiorstw (darte ta .Rzeczpospolita*, 21.03.2006).