piątkowym też by się przydało czasem nosa utrzeć, bo myślą, że wszystkiego się na kursach nauczyli" - anglistka), zamierzam się i nic („a co może w szkole zrobić uczniom nauczyciel?” - historyk). Co się dzieje? Patrzę i widzę, że moja szabla ma dziur}7 („to coś ty, Darek, szkolnym rupieciem walczył?" - peowiec). Normalne dziur}7 jak w szwajcarskim serze („szabla nie ma dziur, tylko otwory" - fizyk). Kiedy chcę kogoś porządnie walnąć („czy to się działo na terenie szkoły?” - pedagog), przeciwnik zmniejsza się i jak myszka wskakuje do jednej z dziur, to jest otworu w mojej szabli, znika („do radiowęzła uciekają, gdy ma pan sprawdzian” - woźny) i pojawia się za moimi plecami uśmiechnięty od ucha do ucha („sam sobie usprawiedliwienie napisał" - druga polonistka). Tnę następnego, też znalazł otwór („trzeba by regulamin zmienić od przyszłego roku” - znowu historyk). Nawet jakaś gruba ucieka („to Gośka, ale ona za głupia jest, do niej nie trzeba z szablą” - po raz trzeci historyk). Koniec snu, żona mnie budzi, bo zgrzytam zębami („to nie ma związku z uczniami, ma pan kłopoty z sercem" - pielęgniarka). Dzwonek na lekqę.
Prowadzę polski z klasą maturalną, ale mi się nie chce znowu mówić o literaturze. Zapisuję więc tylko temat lekcji, który nie wzbudzi podejrzeń dyrekcji: „»Człowiek może znieść dużo, lecz popełnia błąd, sądząc, że może znieść wszystko* (F. Dostojewski). Rozwiń słowa Fiodora Dostojewskiego, odwrołując się do literatur}7 i własnych przemyśleń”. Potem całą godzinę próbuję opowiedzieć uczniom ten sam sen, który opowiedziałem w pokoju nauczycielskim. Oczywiście chcę przedstawić wersję ocenzurowaną (bohaterami wyśnionej w’alki są jacyś ludzie, nie uczniowie). Zaczynam literacko: „Miałem sen...”. Kończę zaś uwagami: „Sen świadczy o tym, że dana osoba ma już wszystkiego dość i zamierza nieoczekiwanie coś zrobić. Śni, gdyż nie może już czegoś znieść”. Zadaję pracę domową, polegającą na przeczytaniu ze zrozumieniem snu Raskolnikowa. Podczas następnej lekcji języka polskiego dowiaduję się, że prawie nikt nie przeczytał lektur}7, natomiast wszyscy mieli dziwne sny i muszą mi je koniecznie opowiedzieć. 1 wtedy okazuje się, że dopiero tego nie mogę naprawdę znieść: snów7 młodzieży. Doprawdy lepiej ich nie znać. Ale żeby ich naprawrdę nie znać, trzeba samemu nie śnić. Bo jak się już ma sny, to potem one się spełniają, szczególnie te młodzieńcze.
Z szacunku dla potrzeb własnych i mojej rodziny ubiegałem się kiedyś o dodatkową pracę w społecznym liceum, które skupiało tak zwaną trudną młodzież. Miejscowi nauczyciele wńedzieli, że pracuję w7 jednej z lepszych
155