354 Tadeusz Bujnicki
degradacji ulegają uznawane za istotne wartości, które w przedstawianych środowiskach zostają strywializowane i skonwencjonalizowane.
Już na pierwszych stronach powieści narrator otwiera zabawny nawias ukazujący „kłopoty” z lokalizacją topograficzną Capowic. Lam, podobnie jak Bałucki w Panu burmistrzu z Pipidówki, „gra” opiniami kwestionującymi realne istnienie miasteczka. Jego „odkrycie” jest przedstawione jako podróż z przeszkodami w nieznane. „Zniknięcie” z mapy Capowic zostało spowodowane ważnymi przyczynami „polityczno”-administracyjnymi; dlatego są one nieznane, bo z jednej strony utraciły ważne „prawa” powiatowe, z drugiej zaś, z powodów komunikacyjnych. Do miasteczka prowadzą bowiem fatalne (cesarsko-królewskie) drogi. Taka jest miara głębokiej prowincjonal-ności, przedstawiona już w opisowej ekspozycji powieści:
Sąniedowiarki, którym istnienie miasta Capowic wyda się może problematycznym, bo nie ma tak jasnej i prostej rzeczy pod słońcem, by złość i przewrotność ludzka nie podała jej w wątpliwość [...]. Z Capowicami trudniejsza [...] sprawa, albowiem od roku 1867 miasto to upośledzone jest i pozbawione należącego mu znaczenia z powodu zwinięcia istniejącego tamże urzędu powiatowego i zepchnięte do rzędu nic nie znaczącego partykularza położonego w obrębie starostwa kozłowieckiego, w jednej z ośmiu wicegubemii galicyjskich. [...]
Miały tedy Capowice w roku 1866 własną swoją autonomię i własny swój urząd powiatowy i nie potrzebowały udawać się po wymiar sprawiedliwości politycznej do Kozłowic, co jest najlepszym dowodem, że Capowice istniejąrzeczywiście i że należy im się karta w historii [...].
Wątpliwość co do istnienia Capowic pochodzi po części stąd, że podróżny opuściwszy gościniec rządowy, prowadzący ze Lwowa do granicy kraju i porobiwszy przez kilka godzin bardzo bolesne doświadczenia co do niedoskonałej budowy i jeszcze niedoskonalszej reparacji gościńca krajowego [...], gdy następnie minąwszy karczmę należącą do Głęboczysk [...], gdy następnie [...] podróżny ten dojedzie do wielkiego krzyża samotnie sterczącego w polu i obok tego krzyża ujrzy i odczyta na białej tablicy napis: [...] „Stadt Zappowitz” wraz z przekładem polskim - ogląda się daremnie na wszystkie strony świata za miastem, którego bliskość zapowiada owa biało pokostowana etykieta, świadcząca oraz o piśmienności i cywilizowanej dwujęzyczności capowiczan. (s. 50-51).
Owe długie, wzbogacone szeregiem aluzji i dygresji wprowadzenie ostatecznie lokuje owego „podróżnego” in medias res - czyli na błotnistym rynku capowickim. I od tego miejsca - po humorystycznym opisie - rozpoczyna się właściwa fabuła powieściowa. Mimo tych wszystkich realiów typowej galicyjskiej prowincji Lam świadomie nadaje swojemu miasteczku cechę fikcyjności. Mieści się ono „za wieloma górami”, w ziemi egzotycznej i niezbyt „rzeczywistej”, do której dociera się przezwyciężając piętrzące się, jak w magicznej baśni, przeszkody. Ale równocześnie Capowice gromadzą w sobie całą „esencję galicyjskości”. Może warto dodać, że w zbliżony sposób, od wyjaśnień trudności lokalizacji Pipidówki, rozpoczyna się powieść Michała Bałuckiego:
Przede wszystkim muszę uprzedzić z góry czytelników, aby daremnie nie trudzili się szukaniem wyżej wyrażonego miasteczka na mapach Galicji i Lodomerii, bo go tam nie znajdą. Nie dlatego, żeby Pipidówka nie istniała w rzeczywistości [...], ale po prostu dlatego, że mieszkańcy owego