DYSONANS, HIPOKRYZJA I OBRAZ
dysLAI
liii
swego
fa
resce”C)-jJ
» *3
ch
łgało,
F Postaw^ tywania suJ ae różnym gJ Iziału osób pn3
Iści w
Iła wywołana up y o podanie u lasie; druga pon była niepokoją
feryjnej inscemal wiedzi na m i hałasu i uwl na nich wy«p nych prośby ol rośby sformuj w których li zgodnej z H tchowania * H Jrojekt o .a ('zja (duże || yzji (małe m
.obrowoM
stworzonych dla potrzeb eksperymentu warunkach. Co więcej, u badanych z grupy hipokryzji, którym pozwolono na błędną identyfikację źródła własnego pobudzenia, zgoda na świadczenie dobrowolnej pomocy nie występowała częściej niż u badanych, którzy nie byli obiektami manipulacji hipokryzją.
Jak wspomniałem wcześniej, początkowym powodem wypracowania paradygmatu hipokryzji było moje dążenie do wykorzystania teorii dysonansu przy rozwiązywaniu problemów społecznych. Ukrytym, dodatkowym zyskiem było tu także pewne naświetlenie interesującego teoretycznego sporu między teoretykami dysonansu. Muszę stwierdzić, że początkowo badania dysonansu stanowiły raczej sprawę rodzinną i dlatego spory były niezmiennie przyjacielskimi sprzeczkami - przy obiedzie, jak to bywało. Jeden z takich sporów dał początek teorii „nowego spojrzenia”, opracowanej kilka lat temu przez Coopera i Fazia (1984). Studiując wczesne eksperymenty poświęcone wymuszonej uległości, jak eksperyment Festingera-Carlsmitha oraz eksperyment Nel, Halmreicha i Aronsona, Cooper i Fazio dokonali interesującego odkrycia: w tych eksperymentach zawsze występowała nie tylko niespójność, ale także jej nieprzyjemne skutki; to znaczy, mówienie kłamstw innej osobie jest zazwyczaj nieprzyjemne, ponieważ wyrządza ono krzywdę odbiorcy. Ich następne posunięcie było bardzo śmiałe: Cooper i Fazio dowodzili, że dysonans wcale nie wynika po prostu z niezgodności przekonań - ale raczej pojawia się tylko wtedy, kiedy jednostka czuje się osobiście odpowiedzialna za wywołanie nieprzyjemnego lub niechcianego wydarzenia. Albo, by to wyrazić po mojemu, dysonans jest spowodowany wyłącznie krzywdzeniem drugiego człowieka - które stanowi zagrożenie dla postrzegania własnej osoby jako moralnie dobrej istoty ludzkiej.
Chociaż zawsze doceniałem rzutkość cechującą teoretyzowanie Coopera i Fazio, nigdy nie potrafiłem zainwestować w przekonanie, że nieprzyjemne konsekwencje stanowią podstawę istnienia dysonansu. Co więcej, wyrażając to w kategoriach naszej wcześniejszej dyskusji na temat »zasięg a ograniczoność”, wydaje mi się, że ujęcie Coopera i Fazia ogromnie zmniejsza zasięg rozpatrywanej teorii, nie zyskując przy tym w sferze ograniczoności nic, co nie byłoby już uwzględnione w ujęciu wykorzystującym pojęcie obrazu samego siebie.
Ostatecznym rozstrzygnięciem sporu teoretycznego jest j lak przetestować tę różnicę empirycznie? Kilka lat temu głowę nad tym, jak wywołać niespójność w eksper carlsmithowskiego bez wytwór: