Już starożytni historycy i geografowie opisywali charaktery narodów czy plemion tak, jak opisuje się charakter pojedynczego człowieka, i — jak dobrze wiadomo — ten sposób antropomorfizacji wielkich i zróżnicowanych zbiorowości do dziś nie wyszedł z użycia. Ale szczególnie upodobała go sobie literatura filozoficzno-polityczna przełomu XVIII i XIX wieku. Z przeszłości narodów odczytywano ich charakter, i charakteru ich przyszłość. W polskim piśmiennictwie około roku 1815 nadzwyczajną popularność zdobyły sobie zbiorowe autoportrety: nie było prawie pisarza, który by nie opisał „przyrodzonego usposobienia" Polaków, nie wyliczył .ich cnót i wad, ale cnót przede wszystkim. Zajmowali się tym klasycy i romantycy, Niemcewicz i Brodziński, Mochnacki i Lelewel, i dziesiątki pomniejszych autorów. Każdy wizerunek był trochę inny, wzięte razem tworzą długą, raczej monotonną, choć nie wolną od sprzeczności listę przymiotów1. Bodajże jednak nie znalazł się wówczas nikt, kto by napisał, zfe~Polacy byli i są rozmaici.
Rozmaite miały być narody pomiędzy sobą, nie w sobie. Polacy moralnością, upodobaniami i obyczajem mieli się odróżniać od innych narodów, ale pośród siebie wypadało im być mniej więcej jednakowymi, aby skutecznie stawić tamę i skutkom zaborów, i zarazie cudzoziemszczyzny. Ale to było dopiero jedno, obronne i zachowawcze zadanie, jakie udźwignąć miała narodowość. Drugim było wytężenie własnego geniuszu, własnych sił twórczych w myśli, w sztuce, w walce o Polskę. Twórczość zaś i zuchwały czyn wymagają wielkości jednostkowej, współzawodnictwa ambicji i talentów, a więc wymagają różności. Przeto romantycy, którym drogie były oba zadania, od początku uwikłali się w nieuleczalną antynomię elitarnego indywi-dualizmu i psychicznej kolektywności: buntując się przeciw więzom i konwencjom pętającym wzlot myśli, chcieli zarazem wierzyć, że podmiotem poznania i przeobrażania świata będzie — tak u Mochnackiego — jeden „umysł ogólny narodu", który »,te same władze i usposobienia mieć musi, jakie ma umysł każdego pojedynczego człowieka’*2.
Co się zaś tyczy popularnej psychologii zbiorowej, ta c ętnie uwydatniała różnice regionalne — na przykład charakteru Wielkopo
I 48
lan, Mazurów, Litwinów — traktując je jako odmiany jednego kolektywnego wzorca, opierającego się działaniom czasu. Nic dziwnego, że za wzór prawdziwego charakteru narodu brano coraz częściej hipotetyczny charakter nie szlachty już, lecz ludu: bo lud był najbardziej pierwotny, nie tknięty obczyzny połyskiem i zupełnie nie zindywidualizowany.
Nie był to zabieg całkiem nowy. Już przecież Franciszek Jezierski, polityczny radykał, krytyk feudalizmu, w narodowości upatrywał niezbędny czynnik zachowawczy. Trwałość narodu — przekonany był — zależy od trzymania się przezeń „jednostajnego sposobu życia”. Toteż nie szlachtę, wszędzie jakoby w Europie podobną i goniącą za nowoś-' ciami mody, lecz pospólstwo uznał za ostoję narodowego charakteru . Pogląd, iż istota narodowości ukryta jest w duszy i obyczajach ludu, nie był więc — jak mniemają niektórzy badacze — „nawskroś romantyczny”3 4. Upowszechnił się, to prawda, w latach dwudziestych5, ale powtarzany był. w podobnym Jezierskiemu wysłowieniu: romantycy szli tutaj trępem niechętnych kosmopolityzmowi pisarzy polskiego Oświecenia.
Oćżywjste jest, że związanie koncepcji charakteru narodowego z jednostajnym sposobem życia ludu czyniło ją jeszcze wyraźniej przeciwstawną idei przyspieszenia przemian cywilizacyjnych. Nie mniej jednak oczywiste, że z biegunowego przeciwstawienia tych dwu idei nie mógł wyniknąć żaden realny program rozwoju kultury polskiej. Poza garstką maniakalnych słowianofilów, którym — jak Aleksandrowi Sapieże czy Zorianowi Dołędze-Chodakowskiemu — roiło się jakieś odrodzenie prasłowiańskiej ludowej patriarchalności, nikt na prawdę nie pragnął odosobnienia Polski od Zachodu, od jego myśli i technologii. Tak jak z drugiej strony nikt nie pragnął takiego zeuropeizowania Polaków, które by zatarło swoiste cechy ich historycznego dziedzictwa z językiem włącznie. Bieguny były niezamieszkałe. Żyjąc wyłącznie problematyką europejską myśl polska skazywałaby się na nieuleczalną wtórność i nieprzystosowanie do szczególnej sytuacji ubezwłasnowolnionego narodu. Żyjąc wyłącznie problematyką własną skazywałaby się na parafiańską izolację i uwiąd.
Dzieje europejskich narodów i kultur nie mogły być ani wspólne,
Zob. I. Chrzanowi ki, op. cit., *. 188-192; oraz A. Zieliński, op. ot., s. 99-11 - rotnantyt tntj
M. Mochnacki, O literaturze polskiej, i. 45. Zob. też S. Pieróg, Maurycy Afochuac Keiadomaiei, Warszawa 1962 (zwt. rozdz. II)
** F. S. Jezierski, Niektóre wyraty porządkiem abecadła zebrane, w: Wybór pism. Warszawa 1952, s. 218, 244.
Por. Z- Klarncrówna, SlowianoJUsmo to literatur ee polskiej lai 1800 do 1846, Warszawa 1926, s. 46-47.
Przykłady u A. Zielińskiego, op. cjt., s. 61, 85,112-115, 156-157, 173 i in.
4 Jakiej cywilizacji