XXXVIII tl ŻYCIE
w parafii Haworth, już jako ojciec sześciorga dzieci—pięciu córek i jednego syna. Wkrótce żona zmarła, a nad osieroconą rodziną objęła opiekę jej siostra, sumienna lecz oschła purytanka, Elizabeth Branwełł.
Pozycja panora Bremie w hierarchii Kościoła anglikańskiego była skromna i odpowiednio skromnie wynagradzana. Haworth było jedynie częścią probostwa w Bradford, pan Bronte zaś piastował stanowisko „dożywotniego wikarego”; w tych warunkach utrzymanie ośmioosobowej rodziny nic było rzeczą łatwą. Tym niemniej, dojście ubogiego wieśniaka irlandzkiego nawet do tak skromnej pozycji w środowisku ludzi wykształconych świadczyło o wrodzonych zdolnościach, aspiracjach i ukochaniu wiedzy. Żywotność intelektualna i zapał do wiedzy nie opuszczały też pana Bronte nawet w biedzie, a ambicje przelał na dzieci. Podczas gdy jedyny syn Branwełł (ur. 1817) kształcił się w domu pod jego kierunkiem, córkom pragnął ojciec również zapewnić wykształcenie, cztery starsze dziewczynki wyruszyły więc w r. 1824 do szkoły z internatem w Cowan Bndge, przeznaczonej dla córek niezamożnego duchowieństwa. Warunki jednak w tej na pół charytatywnej instytucji okazały się tak nędzne, ze po niespełna roku dwie najstarsze córki zmarły na gruźlicę wskutek niedożywienia j niedbałej opieki. Opis cierpień dzieci w tej szkole, godny pióra Dickensa, pozostawiła Charlotte Bronte w swej najlepszej powieści, Dnume życie Jonę Eyre, (Jaru Eyre, 1847). Po tych przeżyciach dziewięcioletnia Charlotte, zrozpaczona i wstrząśnięta, i siedmioletnia Emiły (o której reakcjach niewiele wiadomo) powróciły do domu i odtąd edukacja ich była nieregularna Przez około sześć łat czworo dzieci Charlotte, Branwełł, Emiły i Annę — pozostawało w domu, po czym piętnastoletnią Charlotte znów posiano do szkoły (tym razem lepszej), gdzie pozostała przez półtora roku aż do jej ukończenia summa iuin laude w r, 1832, kiedy to cała czwórka znów znalazła się w komplecie w Haworth na następne trzy lata.
Nauka w domu odległym od wszelkich ośrodków kultura)*
nych, choć niepodobna do regularnych programów szkolnych, nie była tak bezproduktywna, jak można przypuszczać. Pastor poświęcał tyle czasu, ile mógł, na lekcje z dziećmi, obejmujące naukę rcligii, historii, geografii, gramatyki, lecz czasu miał niewiele, za to miał pięknie jak na swoje możliwości zaopatrzoną bibliotekę domową i zachęcał do jej wykorzystywania dzieci, które zresztą wcale zachęty nie potrzebowały, gdyż wszystkie miały chłonne umysły i wybitne zdolności. Tak więc zainteresowania pobudzane przez ojca wcześnie się rozwinęły. W księgozbiorze pana Bronte literatura była godnie reprezentowana. Pomijając klasykę dziecięcą (bajki Ezopa i Bajki z tysiąca i jednej nocy należały do ich najulubieriszych w latach najmłodszych) dzieci miały nieograniczony dostęp do książek, jakie normalnie czytują dorośli. Bardzo wcześnie zapoznały się, żeby zacytować przykłady najważniejsze, z dziełami Szekspira, Miltona, Byrona i Waltera Scotta — pisarzy, których książki wchodziły regularnie w skład domowej biblioteczki ludzi wykształconych. Prócz lektury dostępnej na własnych półkach nieustannie napływały do domu książki z okolicznych, dobrze zaopatrzonych wypożyczalni, lub pożyczane od sąsiadów i znajomych, gdyż były to czasy ogromnego rozwoju czytelnictwa w całym kraju.
Dużą rolę w wykształceniu dzieci odegrały znakomicie redagowane i niezmiernie poczytne czasopisma, jak «Blackwood’s Magazinc* (zwane w skrócie «Maga»), «Edinburgh Review» i «Fraser’s Magazine». Obejmowały one, zwłaszcza «Blackwood’s», ogromny zakres tematyki i były kopalnią informacji. Zamieszczały również na bieżąco utwory najsławniejszych pisarzy i recenzje, często zresztą napastliwe (np. «Blackwood’s» zyskał złą sławę u młodszych generacji atakami m.in. na Coieridge'a i Keatsa). Czytelnicy tych periodyków wprowadzani byli w samo centrum życia naukowego, kulturalnego i literackiego kraju, a także ciekawszych wydarzeń za granicą. Bardzo wcześnie w rodzinie Bronte przyjął się zwyczaj głośnego czytania, które osładzało dziewczętom godziny poświęcone na szycie. Bowiem normalny