krótki dialog sokratyczny, zapytując, co by się zdarzyło, gdyby zmarł pierwszy. „Jak bardzo by cierpiała” — odpowiedział. -Pozostawało mi jedynie odpowiedzieć po prostu: „Pańskiej żonie zostało oszczędzone to cierpienie i to właśnie pan jej go zaoszczędził; oczywiście, za cenę tego, że teraz pan musi żyć dalej i opłakiwać ją”. W tej właśnie chwili mógł on dostrzec sens swego cierpienia, sens ofiary. Było to ciągle cierpienie, ale już nie rozpacz. Rozpacz bowiem jest cierpieniem bez sensu.
Gdy opowiadam tę krótką historię, często gani mnie się za „narzucanie” sensów i wartości pacjentowi. Można jednak wykazać, że dokonałem w istocie intuicyjnego wydobycia z pacjenta tego, co „człowiek z ulicy” wie mocą „mądrości serca”. Edwin S. Shneidman dostarczył wyraźnych „danych empirycznych” ważnych dla rozpatrywanej przez nas kwestii. Rozdał on studentom w Uniwersytecie Harwardzkim kwestionariusz zawierający pytanie: „Gdybyś był(a) żonaty (zamężna), wolałbyś przeżyć swego współmałżonka, czy też wolaka) byś, żeby twój współmałżonek przeżył ciebie?” Typową odpowiedzią męską był wybór śmierci po żonie.
Tytułem przerywnika, wyobraźmy sobie, jaką pomoc mógłby otrzymać ów lekarz, którego żona zmarła, gdyby sytuacją tą zajął się ortodoksyjny terapeuta zachowania. Zobaczmy, co sugeruje taki terapeuta, „gdy śmierć lub jakieś inne zdarzenie nieodwołalne pozbawia kogoś czegoś umiłowanego... Trzeba sporządzić listę pozwalającą systematycznie nagradzać wysiłki jednostki, poczynając niekiedy od tak drobnych działań, jak przeprowadzenie rozmowy telefonicznej, koszenie trawnika czy mycie naczyń. Terapeuta pochwala i nagradza w inny sposób owe zachowania, a po pewnym czasie zaczynają przynosić one zupełnie bezpośrednio pacjentowi poczucie zadowolenia” (Joseph Wolpe, Neurotic Depression, w: „American Journal of Psychotherapy”, 25, 1971, s. 362— 368). Miejmy nadzieję.
Co do poczucia bezsensu, jest to raczej rozpacz egzystencjalna i cierpienie duchowe niż schorzenie uczuć czy choroba umysłowa. Ale wcale stąd nie wynika, że mamy odrzucić i usunąć model medyczny. Musimy po prostu uświadomić sobie jego granice. W owych granicach choroba umysłowa w ogóle nie jest „mitem”, ale musimy odróżnić rozmaite poziomy, na których można umieścić jej etiologiczny punkt wyjścia. Choroba umysłowa może być psychogenna (nerwica) lub so-matogenna (psychoza) co do natury i pochodzenia. Ale istnieją również noogenne i (psych)iatrogen-ne (pseudo)nerwice. I wreszcie, co nie jest najmniej ważne, istnieje pustka egzystencjalna. Jest to coś socjogennego, co w ogóle nie jest nerwicą.
Jest rzeczą ważną, by przekazać to cierpiącym na pustkę egzystencjalną „niepacjentom”. Powinni oni wiedzieć, że rozpaczanie nad rzekomym bezsensem życia jest raczej osiągnięciem ludzkim niż nerwicą. Mimo wszystko, żadne zwierzę nie troszczy się, czy jego egzystencja ma sens, czy nie. Poszukiwanie sensu życia, a także pytanie, czy taki sens istnieje, jest przywilejem człowieka. Jest to przejaw intelektualnej szczerości i uczciwości. Szczególnie przywilejem młodości jest nieprzyjmowanie z góry, że istnieje ustalony sens życia, lecz śmiałe rzucanie mu wyzwania. Ale owej odwadze musi towarzyszyć cierpliwość. Ludzie powinni być dostatecznie cierpliwi, by czekać, aż wcześniej czy później zaczną ów sens dostrzegać. To powinni czynić, a nie odbierać sobie życie czy szukać ucieczki w lekach.
169