George usiłował miażdżyć )e czynną jeszcze stroną S2c ki. Wyglądał bardzo mamie, był straszliwie wychudzi ale oczy miał otwarte i widać było, że całą resztką w!’ skupia się na ssaniu lodu. Od drzwi obserwowała go Kat' - imponująca siwowłosa dama, wzrostem dorównują^ prawie Georgeowi, lecz masywniejsza niż dawniej, i znacz, nie bardziej zmęczona. Aż po znacznie zaawansowany wiek średni Kate była atrakcyjnie pulchną, trzeźwą, odpor. ną kobietą, promieniującą niezłomną serdecznością. Ta kobieta, która nigdy nie cofała się przed rzeczywistością wyglądała teraz na kompletnie wykończoną, jakby stoczyła swoją ostatnią batalię i przegrała.
Tom przyniósł z łazienki wilgotny ręcznik.
- Chcesz się odświeżyć, tato? - zagadnął.
-Jest z nim jakiś kontakt? - spytałem Toma. - Rozumie coś?
- Miewa przebłyski czegoś na kształt zrozumienia. Krótkotrwałe.
- Od jak dawna jest przytomny?
-Jakieś pół godziny. Podejdź do niego, Davidzie. Zagadaj. Ludzkie głosy wyraźnie sprawiają mu frajdę.
Frajdę? Dziwne słowo. Ale Tom w każdej sytuacji pozostaje jowialnym doktorkiem. Podszedłem do George’a od niesparaliżowanej strony, gdy Tom przecierał mu twarz wilgotnym ręcznikiem. Nagle George, ku zdziwieniu obecnych, wyrwał mu ręcznik sprawną ręką, zacisnął w garści i wpakował sobie do ust.
- Jest strasznie odwodniony - powiedział ktoś z boku.
George zwilżył jamę ustną końcem ręcznika, po czym zaczął go ssać. Gdy go wyciągnął, na ręczniku coś tkwiło. Wyglądało jak miękki fragment podniebienia. Betty jęknęła ze zgrozy, ale pracownica hospicjum, która też była w pokoju, poklepała ją po plecach i uspokoiła:
| fl(c takiego. Ma bardzo przesuszoną śluzówkę, to
'prostu drobny płatek dala.
™Vsa miał wykrzywione w bok i półotwarte, bezwolne uSta umierającego, ale oczy patrzyły trzeźwo i było w nich nawet coś z dawnego George’a - George’a, który się jeszcze nie poddał. Jak wyszczerbiona, chwiejna ściana po bombardowaniu. Z tą samą wściekłą siłą, z którą pochwyci! ręcznik, ściągnął teraz z siebie kołdrę i zaczął szarpać plaster w rogu pampersa, jakby chciał go wyrwać, odsłaniając przy okazji żałosne patyki, które były niegdyś jego nogami. Wolframowe druciki w przepalonej żarówce wyglądają podobnie - takie miałem skojarzenie. Wszystko, co pozostało w George’u z krwi i ciała, przypominało mi teraz obiekty nieożywione.
- Nie, nie - zaprotestował Tom. - Zostaw, tato. Tak jest dobrze.
Ale George nie usłuchał. Szarpał wściekle dalej, bezskutecznie próbując pozbyć się pampersa. Skapitulował wreszcie, jęknął głucho i uniósł rękę, wskazując na Betty.
- O co chodzi, tato? - spytała. - Nie rozumiem. Czego chcesz? Czego chcesz, kochany?
George wydawał z siebie niezrozumiałe pomruki, ałe z gestów jednoznacznie wynikało, że prosi Betty, by podeszła jak najbliżej. Gdy to uczyniła, wyprężył ramię, objął ją, przyciągnął ku sobie i pocałował w usta.
- Tak, tak, tatusiu - powiedziała Betty. - Tak, jesteś najlepszym ojcem, najlepszym na świecie.
Zdumiewająca była moc fizyczna, jaka w nim wezbrała po tylu dniach leżenia nieruchomo i postępującego wy-ciericzenia, ujawniając się, gdy na pozór już Jedwo dyszał - ta siła, z którą przyciągnął ku sobie Betty i dzięki której usiłował coś powiedzieć. Może, pomyślałem sobie, nie powinni go skazywać na śmierć? Może tli się w nim więcej