Zatem odrobił pracę domową.
- Tak, Don. Powiedział, że przez całe życie szukał kogoś silnego, kto mógłby walczyć z wampirami, ale nie był jecł nym z nich. Zaproponował mi układ. Miałam dowodził jego jednostką, a on w zamian obiecał zcsstawić cię w spo koju. Inaczej żadne z nas długo by nie pożyło. Bylibyśmy ścigani jak zwierzęta, a sam wiesz, że moja matka prędzej by umarła, niż ukrywała się razem z tobą. Wolałaby rów nież, żebym ja umarła niż została zmieniona w wampira, a przecież chciałbyś, żebym kiedyś to zro biła!
Bones prychnął z goryczą i trochę za mocno obrócił mnie w tańcu.
- A więc o to chodziło? Wierzysz, że zmieniłbym cię w wampira? Do diabła, Kitten, czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, żeby ze mną o tym porozmawiać, zamiast od razu uciekać?
- Rozmowa nic by nie dała - stwierdziłam z uporem. -W końcu i tak zacząłbyś nalegać, żebym to zrobiła.
- Powinnaś mi była zaufać — rzekł cicho Bones. - Kiedy cię okłamałem?
- Kiedy mnie okłamałeś? - powtórzyłam. — Może wtedy, gdy porwałeś i zamordowałeś Dannyego Miltona? Przysięgałeś, że nigdy go nie tkniesz, ale nie przypuszczam, żeby siedział teraz w Meksyku i popijał margaritę.
- Zmusiłaś mnie do przysięgi, że nie zabiję, nie okaleczę, nie zranię, nie rozczłonkuję, nie oślepię, nie będę torturował, nie wykrwawię ani w inny sposób nie uszkodzę Danny’ego Miltona. Nie będę również stał obok i przyglądał się, jak robi to ktoś inny. Powinnaś zachować swoją troskę dla kogoś, kto jest jej wart. Danny rzucił cię bez l ni|)ułów. Wiesz, to całe pranie mózgu nie zdaje egzami-miw kontakcie ze wzrokiem mistrza. Przynajmniej gno-i* I »liociaż raz na coś się przydał. Powiedział mi, gdzie mieszkasz. W Wirginii. Wcześniej zawęziłem obszar po-/ultiwan do trzech stanów, a Danny oszczędził mi trochę ■ isu. Dlatego powiedziałem Rodneyowi, żeby zabił go »/yl>ko, i nie zostałem, by popatrzeć.
Ty skurwysynu!
Bones wzruszył ramionami.
Jestem nim od chwili narodzin.
Przez kilka minut tańczyliśmy w milczeniu. Wciąż roz-i lylałam się za charakterystyczną dla wampirów przezro-i / ystą skórą, ale na razie Bones i ja byliśmy tu jedynymi nieludzkimi istotami. Gdzie jesteście, krwiopijcy? No, (•okażcie kły...
To jak długo już umawiasz się z doktorkiem od zwie-i/ąt? - spytał Bones.
Zesztywniałam, słysząc drwinę w jego głosie.
- Nie twój interes.
Bones prychnął.
- Tak? Niedawno wyglądałaś, jakbyś chciała wbić kołek prosto w serce biednej Felicity, a teraz żałujesz mi odpowiedzi na proste pytanie?
Rytm zmienił się na wolniejszy. W myślach przeklęłam muzykę, Bonesa i zabójców, przez których znalazłam się w tej sytuacji.
- Chciałam wbić jej kołek w serce, bo jest głupią pindą, która mnie wkurza. Nie miało to z tobą nic wspólnego.
Bones zaśmiał się łagodnie.
- Kłamczucha.
121