- Co?
- No wiecie. Im ciemniejszy kolor, tym bardziej nielegalny płyn. - Uniósł brwi i rozejrzał się z nadzieją. Gdy nikt nie odpowiedział, westchnął. - To miał być żart.
Poklepałam go po ręku.
- Pewnie, jasne.
Tonio usiadł na środku pokoju. A raczej osunął się, bez typowej dla siebie gracji. A kiedy się odezwał, aż bolało.
- Nie dam rady drugi raz. Myślałem, że dam, ale nie. - Spojrzał w górę, na Maxa. - Nie pozwól, by to się stało. Proszę.
Myślałam, że serce mi pęknie. A gdyby pękło, to huknęłoby tak głośno, że wszyscy by usłyszeli. Łucja miała w oczach łzy, które ja chciałam wypłakać.
- Nie odchodź - wyszeptała.
Machnęła w stronę trzymanego przez Nicholasa dokumentu. Wyglądało to tak, jakby trzymał zepsutą rybę.
- Po prostu nie idź - mówiła dalej. Usiadła obok Tonią i wzięła go za rękę. - Ukryjemy się.
Rozejrzałam się wśród przedmiotów, które wypełniały mieszkanie Maxa. I pomyślałam o wszystkim, co zostawiliśmy w fabryce czekolady. Pomyślałam o nas wszystkich.
- Gdzie? - zapytałam. - Jak? Bo jeśli nie dopadnie Tonią, to na pewno dobierze się do Maxa. A jak nie uda mu się z Maxem, to będzie starał się dopaść jedno z nas.
- Nic nie zrobiliśmy - zawyła Łucja i zaczęła jeszcze bardziej płakać. Tonio objął ją ramieniem, a ona ukryła twarz w jego kołnierzyku.
- A kiedy to się stało poprzednio - odezwał się Nicholas. - Hm... to znaczy... no... to co się stało? Z wyrokiem i całą resztą.
Miał taki glos, jakby to pytanie było w złym guście, ale i tak musiało zostać zadane.
- Na furie podłości w ponurych dworach zła - wyszeptała Floss.
Tego było dla mnie za wiele - napięcie, ciężka atmosfera, niedopowiedzenia. Straciłam cały spokój, którym podobno dysponowałam.
- Floss - warknęłam. - O czym ty, do cholery, mówisz? Na litość Mab, mów po ludzku.
- Skoro mówię na litość Mab, to nie muszę przejmować się tym, czy to zrozumiesz, czy nie, śmiertel-niczko. - Oczy jej rozbłysły i podeszła do mnie o krok.
Nie znałam tej Floss. Cofnęłam się szybko i potknęłam o Tonią. Upadłabym, gdyby Max nie złapał mnie i nie postawił do pionu.
- Dość tego - zdecydował Max. Był stanowczy, mówił twardym tonem. - Starczy. Zamilknijcie na chwilę. Żadne z was mu nie pomaga. - Oczywiście wskazał Tonią. - I krzywdzicie siebie nawzajem. Nie mam sił na to, aby jeszcze kogoś teraz podtrzymywać. Jeśli chcemy wyjść z tego cało, to musimy się wzajemnie wspierać. Ale muszę to powiedzieć tu i teraz: Tonio jest moim głównym zmartwieniem. - Spojrzał na nas groźnie i dodał: - Czy to jasne?
Nicholas odezwał się pierwszy.
- On ma rację. Nie możemy marnować energii na walki między sobą.
- Przepraszam. - Floss patrzyła na podłogę u moich stóp.
- Też przepraszam. - Spojrzałam wprost na Floss z nadzieją, że uniesie wzrok. Kiedy zobaczyłam, że mruga, dodałam: - A nawet bardziej przepraszam, to ja zaczęłam.
6 - Mrok kwiatów 81