Na moją korzyść działało najbardziej moje doświadczenie w pracy z końmi. W kategoriach mojej metody przeganiałem właśnie konia dookoła wybiegu, zmuszając go do ucieczki. W kategoriach psychologii dzikiego stada byłem dominującą klaczą, która wypędza niedorostka, demonstrując mu w ten sposób swoje niezadowolenie z jego zachowania i żądając, by okazał jej szacunek.
Tym, czego nie przewidziałem, był stopień paniki spowodowanej przez helikopter. Powietrzne ujęcia były niezbędne, jeśli film miał obrazować całe wydarzenie, ale ponieważ mustangi są regularnie gonione i wyłapywane przy wykorzystaniu śmigłowców, bardzo się ich lękają. Shy Boy nie był tu wyjątkiem. Biegł bardzo szybko, a ja go goniłem. Trochę żałuję, że ta część zdjęć nie przebiegła tak, jak to planowaliśmy.
Machałem w stronę helikoptera, próbując dać pilotowi do zrozumienia, by trzymał się trochę dalej. Jednakże przekazanie w pełnym galopie odpowiednich sygnałów nie było łatwym zadaniem, zwłaszcza, że jednocześnie próbowałem nawiązać łączność przez krótkofalówkę, którą miałem przytroczoną do jednej z moich sakw. Pilot nie widział moich sygnałów dawanych białą koszulką bawełnianą, którą wepchnąłem przedtem do kieszeni kurtki, a teraz wymachiwałem w powietrzu. Większość czasu musiałem być w siodle, stojąc w strzemionach, by chronić grzbiet Cadeta. Nie zważałem na mój osłabiony kręgosłup. Nie znałem terenu, po którym gnaliśmy, i każdy upadek przy tej szybkości mógł mieć poważne konsekwencje.
Moje sygnały w końcu dotarły do helikoptera, który od tego czasu trzymał się nieco dalej. Zwolniliśmy do chodu, który był już bardziej możliwy do wytrzymania. I wtedy pojawiła się następna trudność. Przebyliśmy prawie dwanaście mil i zmierzaliśmy w stronę pierwszego ogrodzenia z drutu kolczastego, które stawiano po to, by ograniczyć ruchy bydła. Mustangi uciekające tak, jak uciekał Shy Boy, nie