skanowanie0004 (101)

skanowanie0004 (101)



174 Kultura jak o źródło cierpień

rozprawia się o celu życia zwierząt, jeśli przypadkiem ich przeznaczeniem nie jest służba człowiekowi. Twierdzenie, że celem życia zwierząt jest służba człowiekowi, nie da się jednak utrzymać, albowiem człowiek w ogóle nie wie, co począć z wieloma zwierzętami poza tym, że je opisuje, klasyfikuje i bada, niezliczonych zaś gatunków zwierząt niepodobna wykorzystać i w ten sposób, albowiem żyły one kiedyś i zdążyły wymrzeć, zanim człowiek zdążył je zobaczyć. I oto znowu tylko religia umie udzielić odpowiedzi na pytanie o sens życia. Chyba nie pomylimy się, twierdząc, że idea sensu życia opiera się na systemie religijnym i wraz z nim upada.

Dlatego zwrócimy się do mniej wymagającej kwestii, to znaczy do pytania, co zachowanie samych ludzi pozwala rozpoznać jako cel i zamiar ich życia, jakie są ich wymagania względem życia, co chcą oni w życiu osiągnąć. Nie sposób pomylić się tu w odpowiedzi; ludzie dążą do szczęścia, chcą stać się szczęśliwi i szczęśliwi pozostać. Dążenie to ma dwa aspekty, cel pozytywny i negatywny, z jednej strony pożąda ono niewystępowania bólu i braku rozkoszy, z drugiej zaś domaga się intensywnych uczuć rozkosznych. W węższym znaczeniu słowo „szczęście” odnosi się tylko do tego ostatniego. Odpowiednio do tej dychotomii celów aktywność ludzka przebiega w dwóch kierunkach w zależności od tego, czy próbuje urzeczywistnić jeden czy drugi cel

—    w przeważającej mierze czy wręcz na zasadzie wyłączności.

Jak już zauważono, to po prostu zasada rozkoszy ustanawia cel życia. Zasada ta już od samego początku dominuje, jeśli chodzi o dokonania aparatu psychicznego; niepodobna wątpić co do tego, że aparat ten służy jakiemuś celowi, a jednak jego program jest sprzeczny z całym światem — z makrokos-mosem i z mikrokosmosem. Jest on w ogóle nie do urzeczywistnienia, wszystkie urządzenia wszechświata sprzeciwiają się temu; chciałoby się rzec, że zamiar „uszczęśliwienia” człowieka w ogóle nie mieści się w planie „stworzenia”. To, co w najściślejszym sensie określa się mianem „szczęścia”, wynika z raczej nagiego zaspokojenia bardzo spiętrzonych potrzeb i podług swej natury jest możliwe jedynie jako zjawisko epizodyczne. Wszelka kontynuacja sytuacji pożądanej przez zasadę rozkoszy tworzy uczucie jedynie umiarkowanego ukontentowania; jesteśmy tak ukonstytuowani, że intensywnie możemy rozkoszować się tylko kontrastem, stanem zaś tylko w niewielkim stopniu14. W ten sposób nasze możliwości doznawania szczęścia są ograniczone przez naszą konstytucję. Znacznie mniej trudności mamy z doznawaniem nieszczęścia. Z trzech stron grozi nam cierpienie: od ciała wydanego rozkładowi i rozpadowi

—    ciała, które nie może się wręcz obyć bez bólu i lęku jako sygnałów ostrzegawczych — od świata zewnętrznego, który może srożyć się przeciwko nam z potężnymi, nieubłaganymi, niszczycielskimi siłami, i w końcu od naszych stosunków z innymi ludźmi. Cierpienia płynącego z tego źródła doznajemy zapewne jako bardziej dojmującego niż każdego innego; jesteśmy

14 Nawet Goethe napomina: „Nic cięższego Bo zniesienia niż szereg pięknych dni”. [„Alles in der Welt liifit sich etragen / Nur nicbt eine Reihe uon schónen Tagen”. Weimar, i 810-1.812.j Ale to chyba przesada.

skłonni postrzegać je jako w pewnym stopniu zbędny dodatek, chociaż losowo jest ono nie mniej nieodwracalne niż cierpienie pochodzące z innego źródła.

Nic więc dziwnego, że pod presją tych możdiwości cierpienia ludzie zwykli miarkować się w swych pretensjach do szczęścia — tak jak zresztą również zasada rozkoszy przekształciła się pod wpływem świata zewnętrznego, stając się zasadą rzeczywistości — że człowiek mieni się szczęśliwym już wtedy, gdy ujdzie nieszczęściu, gdy wytrzyma cierpienie, nic dziwnego, że zadanie unikania cierpienia wypiera na drugi plan zadanie zdobywania rozkoszy. Refleksja poucza, że można próbować rozwiązać to zadanie na najróżniejsze sposoby; wszystkie te sposoby zalecają szkoły mądrości życiowej, wszystkie one zostały już wypróbowane przez ludzi. Nieograniczone zaspokojenie wszelkich potrzeb wysuwa się na plan pierwszy jako najbardziej pociągający sposób życia, później jednak ludzie przekonują się, że przez stawianie przyjemności przed rozwagą po krótkim czasie intensywnej aktywności sami na siebie ukręcą bicz. Inne metody polegające na tym, że przede wszystkim wytycza się sobie zamiar unikania braku rozkoszy, różnią się w zależności od tego, jakiemu źródłu braku rozkoszy poświęca się więcej uwagi. Znamy tu metody ekstremalne i umiarkowane, jednostronne i takie, które jednocześnie biorą się do rzeczy w kilku miejscach. Dobrowolne osamotnienie, trzymanie się z dala od innych to leżące najbliżej, w zasięgu ręki, sposoby chronienia się przed cierpieniem, jakie może wyrosnąć na gruncie stosunków międzyludzkich. Rozumiemy jednak, że szczęście, jakie człowiek może osiągnąć w ten sposób, to szczęście spokoju. Przed wywołującym lęk światem zewnętrznym człowiek — o ile pragnie rozwiązać to zadanie dla siebie jednego — nie może się bronić inaczej, jak tylko przez swego rodzaju odwrócenie się od niego. Z pewnością istnieje jednak inny, lepszy sposób poradzenia sobie z tym zadaniem — polega on na tym, że jako członek społeczności ludzkiej człowiek za pomocą prowadzonej przez naukę techniki przechodzi do ofensywy przeciwko naturze i poddaje ją własnej woli. W tej sytuacji indywiduum współpracuje z wszystkimi na rzecz szczęścia wszystkich. Najbardziej interesującymi metodami zapobiegania cierpieniu są jednak próby wywarcia wpływu na własny organizm. Bo ostatecznie wszelkie cierpienie jest tylko doznaniem i istnieje ono o tyle tylko, o ile je odczuwamy, odczuwamy je zaś jedynie za sprawą pewnych organów naszego organizmu.

Najbrutalniejszą, ale i najbardziej skuteczną metodą wywierania takiego wpływu jest metoda chemiczna — intoksykacja. Nie sądzę, by ktokolwiek zdołał przejrzeć jej mechanizm, jest jednak faktem, że istnieją pewne nie wydzielane przez organizm substancje, których obecność we krwi i tkance daje nam bezpośrednie doznania rozkoszy, ale też tak zmienia uwarunkowania naszego życia doznaniowego, że stajemy się niezdolni do percypowania bodźców braku rozkoszy. Wydaje się, że obie te formy oddziaływania nie tylko występują jednocześnie, lecz są ze sobą ściśle związane. Ale i w naszym chemizmie muszą istnieć związki wywołujące podobne skutki, znamy bowiem przynajmniej jeden stan patologiczny — manie — w którym występuje zachowanie podobne do odurzenia, mi może człowiekowi nie podano żadnego


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
skanowanie0004 (101) 174 Kultura jak o źródło cierpień rozprawia się o celu życia zwierząt, jeśli pr
49483 skanowanie0004 (101) 174 Kultura jak o źródło cierpień rozprawia się o celu życia zwierząt, je
skanowanie0005 (88) 176 Kultura jako źródło cierpień środka oszałamiającego. Poza tym nasze normalne
skanowanie0003 (108) 172 Kultura jako źródło cierpień Inny mój przyjaciel, którego nienasycona żądza
42120 skanowanie0005 (88) 176 Kultura jako źródło cierpień środka oszałamiającego. Poza tym nasze no
skanowanie0003 (108) 172 Kultura jako źródło cierpień Inny mój przyjaciel, którego nienasycona żądza
69850 skanowanie0006 (81) ]78 Kultura juko źródło Cierpień rozwój zmysłu rzeczywistości, dziedzina t
skanowanie0007 (68) 180 Kultura jako źródło cierpień zawsze pobudzająco, prawie nigdy nie są ocenian
48861 skanowanie0003 (108) 172 Kultura jako źródło cierpień Inny mój przyjaciel, którego nienasycona
Kultura jako źródło cierpień Poczucie oceaniczności - poczucie bezgraniczności Życie jest dla nas zb
skanowanie0002 (105) 170 Kultura jako źrćdlo cierpień A teraz wysuńmy fantastyczną hipotezę, że Rzym
skanowanie0002 (105) 170 Kultura jako źrćdlo cierpień A teraz wysuńmy fantastyczną hipotezę, że Rzym
50463 skanowanie0001 (109) 168 Kultura jako źmdto cierpień • któremu przeciwstawia się obce, groźne
skanowanie0002 (105) 170 Kultura jako źrćdlo cierpień A teraz wysuńmy fantastyczną hipotezę, że Rzym

więcej podobnych podstron