]78 Kultura juko źródło Cierpień
rozwój zmysłu rzeczywistości, dziedzina ta wyraźnie wycofała się spod wymogów sprawdzianu rzeczywistości i została przeznaczona do spełniania życzeń trudnych do urzeczywistnienia. Wśród tych zaspokojeń fantazyjnych poczesne miejsce zajmuje przyjemność czerpana z dzieł sztuki — przyjemność dostępna nawet człowiekowi nietwórczemu za pośrednictwem artysty1. Ten, kto jest wrażliwy na wpływ sztuki, nie umie go wprost dostatecznie wysoko docenić jako źródło rozkoszy i pociechy życiowej. Atoli lekki stan narkotyczny, w jaki wprawia nas sztuka, nie może dać nam niczego więcej, jak tylko możliwość przelotnego oderwania się od życiowej nędzy i nie jest wystarczająco silny, by pozwolić zapomnieć o realnej niedoli.
Bardziej energiczna i gruntowna jest inna metoda, polegająca na tym, że jedynego wroga upatruje się w rzeczywistości, która jest źródłem wszelkiego cierpienia, z którą nie sposób wytrzymać w życiu, z którą należy zerwać zatem wszelkie związki, o ile człowiek ma być w jakimkolwiek sensie szczęśliwy. Eremita odwraca się od tego świata, nie chce mieć z nim nic wspólnego. Można jednak uczynić więcej — można zapragnąć przekształcić ten świat, zbudować zamiast tego, który jest, jakiś inny, w którym jego najbardziej nieznośne cechy zostaną wyrugowane i zastąpione innymi, bardziej odpowiadającymi naszym życzeniom. Ten, kto czując rozpaczliwy gniew, rusza tą drogą, z reguły niczego nie osiąga — rzeczywistość jest dlań zbyt silna. Człowiek taki popadnie w szaleństwo, próbując zaś urzeczywistnić swe rojenie, najczęściej nie znajduje żadnego pomocnika. Ale znamy twierdzenia,- że każdy z nas pod jakimś względem zachowuje się jak paranoik, że za pomocą formacji życzeniowej koryguje nieznośny dlań aspekt świata i rojenie to wnosi do rzeczywistości. Pretensje do szczególnego znaczenia wysuwa przypadek polegający na tym, że większa liczba ludzi wspólnie podejmuje próbę zapewnienia sobie szczęścia i ochrony przed cierpieniem za sprawą urojonego przekształcenia rzeczywistości. Mianem takiego zbiorowego obłędu musimy określić także religie ludzkości. Ten, kto podziela obłęd, rzecz jasna nigdy nie rozpoznaje go jako takiego.
Nie wydaje mi się, by to wyliczenie metod zapewniania sobie przez ludzi szczęścia i powstrzymywania cierpienia było kompletne, zdaję też sobie sprawę z tego, że materia ta dopuszcza także inne sposoby jej uporządkowania. O jednej z tych metod jeszcze nie wspominałem, i to nie dlatego że zapomniałem, lecz dlatego że sprawa ta będzie nas zajmowała jeszcze w związku z czymś innym. Jakżeż bowiem można by było zapomnieć akurat
0 technice sztuki życia! Znamionuje ją nader osobliwe połączenie cech charakterystycznych. I ona rzecz jasna próbuje uniezależnić się od losu—w ten bowiem sposób najlepiej to określimy — i dążąc do tego celu, przemieszcza zaspokojenie do wewnętrznych procesów psychicznych, posługując się przy tym wspomnianą wcześniej2 zdolnością libido do przesuwania, ale nie zasadza się ona na odwracaniu się od świata zewnętrznego — wręcz przeciwnie, polega na chwytaniu się ze wszystkich sil jego obiektów i czerpaniu szczęścia ze stosunku uczuciowego do nich. Metoda ta nie poprzestaje przy tym na unikaniu braku rozkoszy — celu będącym niejako wynikiem znużonej rezygnacji — lecz raczej nie zwracając na ów cel uwagi, przechodzi mimo, trzymając się pierwotnego, namiętnego dążenia do pozytywnego spełnienia w szczęściu. Być może też naprawdę jest bliższa osiągnięcia tego celu niż jakakolwiek inna metoda. Mam tu naturalnie na myśli ten sposób prowadzenia życia, w którym punktem centralnym jest miłość, a zatem oczekiwanie zaspokojenia od stanu kochania i bycia kochanym. Takie nastawienie psychiczne jest wystarczająco bliskie nam wszystkim; jedna z form przejawiania się miłości — miłość płciowa — dała nam najbardziej intensywne doświadczenie przemożnego doznania rozkoszy, a tym samym wzór naszego dążenia do szczęścia. Cóż bowiem bardziej naturalnego, jak nie upieranie się przy poszukiwaniu szczęścia w ten sam sposób, w jaki spotkaliśmy je po raz pierwszy? Atoli słaba strona tej techniki życia jest oczywista; gdyby tak nie było, nikomu nie przyszloby do głowy zejść z tej drogi do szczęścia i poszukiwać innej. Albowiem nigdy nie mamy gorszej ochrony przed cierpieniem, jak właśnie wtedy, gdy kochamy, nigdy nie jesteśmy bardziej beznadziejnie nieszczęśliwi, jak właśnie wtedy, gdy tracimy ukochany obiekt lub jego miłość. Ale uwagi te nie wyczerpują treści techniki życia osadzonej na uszczęśliwiającej wartości miłości — możemy powiedzieć na ten temat znacznie więcej3.
W tym miejscu mogę też wspomnieć o interesującym przypadku polegającym na tym, że szczęścia w życiu poszukuje się przeważnie w rozkoszowaniu się pięknem w każdej sytuacji, w której jawi się ono naszym zmysłom i naszemu osądowi— pięknem ludzkich form i gestów, obiektów naturalnych i krajobrazów, wytworów sztuki, a nawet nauki. Owo estetyczne nastawienie do celu życiowego oferuje niewielką ochronę przed zagrażającymi cierpieniami, ale za to wiele może zrekompensować. Przyjemność czerpana z piękna ma specyficzny, lekko odurzający charakter doznaniowy. Pożytek z piękna nie jest całkiem jasny, trudno zrozumieć, na czym polega jego niezbędność kulturowa, a jednak niepodobna obejść się bez niego w kulturze. Estetyka jako nauka bada warunki doznawania piękna; estetyka nie potrafiła wyjaśnić natury i pochodzenia piękna i, jak to zwykle bywa, brak wyników pokrywa zbytkiem pięknych, lecz ubogich w treść słów. Niestety, również psychoanaliza może powiedzieć w tej kwestii niewiele. Pewne wydaje się jedynie to, że piękno pochodzi z dziedziny doznania seksualnego — byłby to wzorcowy przykład pobudki zahamowanej ze względu na cel. „Piękno” i „powab” to pierwotnie właściwości obiektu seksualnego4. Godne uwagi, że same genitalia, mimo że ich widok działa
Zob. Freud, Formułierungeti iiber diezwei Prinzipien des psycbischen Geschehens, Az. cyt.; Gesammelte Werke, t. VIII; Studienausgabe, t. 111; tenże, Vorlesungen zur Einfiihrung in die Psychoanałyse, dz. cyt.; Gesammelte Werke, t. XI; Studienausgabe, 1.1. [Wstęp do psychoanalizy, dz. cyt., Wykład XXIII: Drogi tworzenia się objawów, s. 353
1 nast. -—przyp. tłum.]
17 Zob. s. 176 niniejszego tomu. [Przyp. tłum.]
,s Zob. s. 180 niniejszego tomu. [Przyp. tłum.]
Podobnie argumentował Freud w I wydaniu swych Drei Abhandhmgen zur
Sexualtheorie, dz. cyt.; Gesammelte Werke, t. V; Studienausgabe, t. V, s. 114 [Trzy
rozprawy z teorii seksualnej, dz. cyt., s. 152 — przyp. tłum.], jak również w przypisie