Heine powiada, że romantyzm to kwiat passiflory wyrosły z krwi Chrystusa, to ponowne przebudzenie poezji somnambulicznego średniowiecza, to śniące strzeliste wieże, które patrzą na człowieka głęboko osadzonymi zbolałymi oczami widm szczerzących zęby w uśmiechu. Marksiści powiedzieliby, że była to w rzeczywistości ucieczka od okro-pieństw rewolucji przemysłowej, a Ruskin zgodziłby się z tym, twierdząc, że było to przeciwstawienie pięknej przeszłości przerażającej i monotonnej teraźniejszości, co jest modyfikacją poglądu Heinego, nie tak bardzo się od niego różniącą. Tymczasem Taine powiada, że romantyzm jest mającą miejsce po roku 1789 burżuazyjną rewoltą przeciwko arystokracji, jest wyrazem energii i siły nowych arrivistes, czyli czymś wprost przeciwnym. Jest on wyrazem rozpychających się, pełnych wigoru mocy nowej burżuazji skierowanych przeciwko starym, przyzwoitym, konserwatywnym społecznym i historycznym wartościom. Jest wyrazem nie słabości, nie rozpaczy, lecz brutalnego optymizmu.
Friedrich Schlegel, największy zwiastun, największy herold i prorok romantyzmu, jaki kiedykolwiek chodził po tej ziemi, mówi, że w człowieku istnieje straszliwe, niezaspokojone pragnienie wzlecenia w nieskończoność, gorączkowa tęsknota za tym, by przebić się przez ciasne okowy jednost-kowości. Całkiem podobne zapatrywania można znaleźć u Coleridge’a, a także u Shelleya. Ale Ferdinand Brunetiere pod koniec wieku powiada, że romantyzm to literacki ego-tyzm, to podkreślanie jednostkowości kosztem szerszego świata, to przeciwieństwo autotranscendencji, to czyste podkreślanie własnego „ja”; a baron Seilliere mówi na to: tak, a na dodatek egomania i prymitywizm; a Irving Babbitt powtarza te słowa jak echo.
Brat Friedricha Schlegla, August Wilhelm Schlegel, a także Madame de Stael zgadzają się, że romantyzm pochodzi od narodów romańskich, albo przynajmniej wyrasta z języków romańskich, że w rzeczywistości zrodził się z modyfikacji wierszy prowansalskich trubadurów; tymczasem Renan powiada, że jest on celtycki. Gaston Paris mówi, że jest bretoń-ski, a Seilliere twierdzi, że narodził się z mieszaniny Platona i Pseudo-Dionizego Areopagity. Joseph Nadler, uczony krytyk niemiecki, mówi, że romantyzm jest tak naprawdę tęsknotą za własnym krajem pojawiającą się u tych Niemców, którzy mieszkali między Elbą a Niemnem —jest ich tęsknotą za starymi Środkowymi Niemcami, z których niegdyś wy-wędrowali, że romantyzm to sny na jawie śnione przez banitów i kolonistów. Eichendorff tymczasem twierdzi, że jest to protestancka nostalgia za Kościołem katolickim. Chateau-briand, który nie mieszkał między Elbą a Niemnem, w związku z czym nie doświadczał tego rodzaju emocji, wyraża natomiast opinię, że romantyzm to tajemna i niewyrażalna rozkosz duszy igrającej z samą sobą — „ustawicznie mówię tu o sobie”1. Joseph Aynard powiada, że jest to wola kochania czegoś, postawa lub uczucie skierowane ku innym, a nie ku sobie, przeciwieństwo woli mocy. Middleton Murry mówi, że Szekspir był w gruncie rzeczy pisarzem romantycznym i dodaje, że wszyscy wielcy pisarze od czasów Rousseau byli romantykami. Ale wybitny krytyk marksistowski, Georg Lu-kacs, twierdzi, że żaden wielki artysta nie jest romantykiem, a już w najmniejszym stopniu nie są romantykami Scott, Hugo i Stendhal.
Gdy przyglądamy się wszystkim tym cytatom z pisarzy, którzy w końcu zasługują na to, żeby ich czytać i którzy skądinąd są autorami mającymi — na liczne inne tematy — do powiedzenia rzeczy głębokie i błyskotliwe, okazuje się, że we wszystkich tych uogólnieniach trudno jest odkryć wspólny element. Dlatego właśnie rzeczą tak mądrą ze strony Nor-thropa Frye’a było to, że przed tą trudnością ostrzegał. O ile wiem, żadna z tych rywalizujących ze sobą definicji nie stała się nigdy przedmiotem niczyjego protestu; definicje te nie
41
Franęois Chateaubriand, Opis podróży z Paryża do Jerozolimy. Na osnowie tłumaczenia Franciszka Salezego Dmochowskiego przygotował, według oryginału uzupełnił i notami opatrzył Paweł Hertz, PIW, Warszawa 1980. Przedmowa do wydania pierwszego, s. 6 (przyp. tłum.).