IV
Eksplozja Nowego Roku; chaos błota i śniegu przecinany tysiącem powozów, w lśnieniach świecidełek i cukierków, w falach pożądliwości i rozpaczy, oficjalne szaleństwo wielkiego miasta, przed którym nie ostoi się najbardziej wytrwała samotność.
Pośród tego zamętu i zgiełku biegł żywym kłusem osioł, popędzany przez uzbrojonego w bat gbura.
Kiedy osioł miał zakręcić za róg ulicy, jegomość piękny, urękawiczony, wyświeżony, bezlitośnie ściśnięty krawatem, uwięziony w ubraniu prosto z igły, złożył ceremonialny ukłon pokornemu zwierzęciu i powiedział uchylając kapelusza: „Życzę panu szczęśliwego Nowego Roku!”, po czym z uradowaną miną zwrócił się ku swoim kompanom, jakby w oczekiwaniu, że swoim uznaniem dopełnią miary jego zadowolenia.
Osioł nie zauważył pięknego żartownisia biegnąc gorliwie tam, dokąd przyzywał go obowiązek.
Ja zaś poczułem, jak ogarnia mnie nagle niezmierzona wściekłość na tego wspaniałego głupca, w którego wcielił się cały dowcip Francji.
Pokój do marzenia podobny, pokój prawdziwie uduchowiony, gdzie zastygłe powietrze ma lekki odcień różu i błękitu.
Dusza zatapia się tu w kąpieli lenistwa, pachnącej żalem i pragnieniem. Jakby był to zmierzch, błękitnawy, różowa-wy; jakby był to rozkoszny sen podczas zaćmienia.
Meble mają kształty wydłużone, osłabłe, omdlałe. Meble zdają się śnić; powiedziałbyś, że mają dar somnambulicznego życia, jak roślina i minerał. Tkaniny mówią niemym językiem, jak kwiaty, jak niebo, jak zachodzące słońca.
Na ścianach żadnej artystycznej szpetoty. Przyrównana do czystego marzenia, do wrażenia nie poddanego analizie, sztuka określona, sztuka rzeczywista jest blużnierstwem. Tu wszystko ma wystarczającą jasność i urzekającą mroczność harmonii.
Ledwie wyczuwalny, najdoskonalej wybrany zapach, z którym stapia się lekka wilgoć, unosi się w cieplarnianym powietrzu i kołysze senny umysł.
Muślin przysłonił okna i łóżko; spada w śnieżnych kaskadach. Na łóżku leży Idol, pani snów. Jak dostała się tutaj? Kto ją sprowadził? Jaka magiczna moc przywiodła ją na tron marzeń i rozkoszy? Czy nie wszystko jedno? To ona, poznaję!
Oto oczy, których płomień przecina zmierzch; poznaję przewrotne zło delikatnych i okrutnych źrenic! Te oczy
11