wartości wspólnych, ale gotowi są umierać za nią (a może raczej: zabijać w jej imię). Po jednej stronie tolerancja, po drugiej
- namiętność. Po jednej - oświecona obojętność, po przeciwnej
- furiackie zaangażowanie.
I wreszcie - klęska trzecia. Bitwa stoczona nad zmarłym pokazała, że uzasadnieniem głoszonego przez liberałów projektu tolerancyjnego czytania był wróg: kołtun, mieszkaniec Ciemnogrodu, ksenofob, Polak z kruchty. W świetle sporu o Miłosza okazywało się, że energii i żywotności programowi wolnej interpretacji użyczał właśnie ów mroczny człowiek. Liberałowie lepili jego wizerunek, wskazując na niego jako rację swojej praktyki stopniowego upłynniania mocnej tożsamości1. Przerabiali lekcję społeczeństwa otwartego zbyt szybko i zbyt pobieżnie. Stwarzali kołtuna po to, by legitymizował ich misję finalizowania oświeceniowego dzieła2. Przypisując wszystkie zagrożenia stronie przeciwnej, siebie zaś rozgrzeszając ze wszelkich wad, nie dostrzegali własnej nietolerancyjności; mając przed oczyma fantom mrocznego Polaka, nie musieli myśleć, że ich liberalizm bywa kołtuński, ich demokratyzm
- zagwarantowany dla myślących tak samo, ich republikanizm
- skierowany ku osobności3. Przekonywali, że potrzebne jest osłabianie rozmaitych różnic - między polskim i antypolskim, wysokim i niskim, modernistycznym i postmodernistycznym, kobiecym i męskim, hetero- i homoseksualnym - aby nigdy już w nikim nie odrodził się ksenofob. Nie wymyślili odpowiedzi na pytanie, po co czytać, gdy mroczny człowiek zniknie. Oczywiście, zwalczając go, mieli rację - ludzką, patriotyczną, demokratyczną i chrześcijańską. Ale konspiracyjnie jatiążąc swój projekt wyłącznie z działaniem destabilizującynyfstali się zakładnikami swojego wroga i zredukowali własną koncepcję kultury. Przybliżając zniKnfęćie* ciemnego Polaka i nadejście tolerancyjnego świata, nie wyjaśniali, jak pogodzą ważność literatury z jej wolnością4.
W roku pochówku Miłosza okazało się więc, że kanon można rozmontować, nie można jednak wówczas obstawać przy literaturze jako „sprawie ważnej i wspólnej”, a także nie można żądać, by twórców wolnej literatury chowano jak świętych. Ale w tym samym roku wszyscy mogli się przekonać, że kanon
259
Zob. np. Krzysztof Gottesman, Wielkość i krytyka, „Rzeczpospolita” z 25 VIII 2004: „Trzeba [...] się zgodzić, że nie wszyscy krytykujący wybory Miłosza są ksenofobicznymi nacjonalistami”.
Zob. Agata Bielik-Robson, Obrona kołtuna, „Krytyka Polityczna” 2002, nr 1: .Języki, którymi mówi polska sfera publiczna, wydają się tak głęboko zrytualizowane, że nie sposób im przypisać żadnej wartości krytycznej, ale także opisowej. Kolejne artykuły w «Gazecie Wyborczej*, użalające się nad stanem polskiego ciemnogrodu, natychmiast znajdują swoje wdzięczne pendant w pyskówkach «Naszego Dziennika*, który chwali dokładnie to i tylko to, co «Gazeta» uprzednio zaatakowała. [...] «Ga-zeta Wyborcza* wymyśla kołtuna, «Nasz Dziennik* skwapliwie bierze go w obronę: jedna strona przyjmuje na siebie rolę projekcyjną, jej opozycja zachowuje się całkowicie reaktywnie, w pełni utożsamiając się z narzuconym jej mrocznym obrazem”-
Marek Zaleski w rozmowie Panteonizacja Miłosza (rozmawiali: Lidia Burska, Andrzej Chłopecki, Małgorzata Dziewulska, Piotr Gruszczyński,
Maria Poprzęcka; „Res Publica Nowa” 2005, nr 1) stwierdził: „Ten pogrzeb i to, co się wokół niego działo, to było bardzo szczególne doświadczenie: widziałem różne Polski. Żadna z nich nie była chyba moją”. Obcość sygnalizowana przez Zaleskiego oznacza, że obie Polski były anachroniczne i zupełnie niewystarczające do współczesnych identyfikacji kulturowych.
Nawiązuję tu do eseju Leszka Kołakowskiego Samozatrude społeczeństwa otwartego (w: tegoż, Gzy diabeł może być zbawiony i 27 iwrtych kazań, Londyn 1984). Esej mówił o zagrożeniach tkwiących w fundamentach demokracji liberalnej; zagrożenia te dotyczą: 1) zasady ochrdny słabszego (albo niemożliwej do zastosowania, albo prowadzącej do porządków totalitarnych); 2) równości szans (uprawniającej państwo do nieograniczonej ingerencji w wychowanie); 3) wolności od autoiytetu i tradycji (albo wymagającej dojrzałości, która może pochodzić tylko z tradycji, albo prowadzącej do nihilizmu); 4) zasady tolerancji (samobójczej, jeśli dochodzi do konfrontacji z wewnętrznymi siłami zmierzającymi do obalenia demokracji, albo zawieszanej, jeśli w trakcie konfrontacji następuje wyjęcie spod prawa ruchów i idei antydemokratycznych). Zagrożenia wymieniane przez Kołakowskiego układają się biegunowo, wokół pewnego centrum tworzonego przez społeczeństwo, które obywa się bez praw spisanych.