wiele doniesień o trudnościach znalezienia pracy i klienteli przez nauczycieli, lekarzy, prawników, a nawet inżynierów1. Dla rzeszy średnio (lub mniej niż średnio) wykształconej młodzieży szlacheckiego czy mieszczańskiego pochodzenia najbardziej kuszącą karierą była wciąż służba urzędnicza: wprawdzie nudna i jałowa, podporządkowana celom zaborczych rządów, ale za to nie wymagająca fachowych kwali- I fikacji i zapewniająca, po szczęśliwym przebiedowaniu przez okres aplikantury, jaką taką stabilizację. Gust do urzędowania, pchanie się do posad rządowych, przypisywane pospolicie ciążeniu szlacheckiej tradycji, nie były zresztą bynajmniej zjawiskiem osobliwie polskim: to samo stwierdzano na przykład we współczesnej Francji, ku oburzeniu pogardzających biurokracją industrialistów2.
Pojęcia „nadprodukcji” talentów i wykształcenia (Geistige Ueber-produktion) oraz „proletariatu umysłowego” narodziły się, jak się zdaje, w Niemczech po Wiośnie Ludów, pod oczywistym wpływem literatury socjalistycznej3. W prasie galicyjskiej lat pięćdziesiątych dyskutowało się już wprost o „nadprodukcji inteligencji”, winę za ten stan rzeczy przypisując przeważnie tradycyjnym programom nauki szkolnej i uniwersyteckiej, nie przystosowanym do potrzeb gospodarczych kraju. W artykule z roku 1864 pisał Ludwik Powidaj, że przez obecny sposób wychowania „tworzy się corocznie liczny zastęp proletariatu inteligencyjnego, nie tylko bez pożytku, ale ze szkodą narodową”4.
W zaborze rosyjskim sprawa nabrała ostrości w latach poprzedzających powstanie styczniowe. Szczególnie tu silna zależność inteligencji, także zawodowo wyspecjalizowanej, od rządu-pracodawcy, skrupulatnie kontrolującego lojalność i konduitę swych funkcjonariuszy, rodziła u jednych postawy służalczej gorliwości i karierowiczowstwa, u innych tłumioną —do czasu — frustrację. Czym to grozi, najwcześniej zdali sobie sprawę publicyści obozu zachowawczego oraz bystrzejsi przedstawiciele sfer rządowych. Tak Józef Miniszewski, wówczas jeszcze nieposkromiony chwalca staropolskiej szlacheckiej tradycji, ni stąd ni
zowąd narzekał w swych moralizatorskich gawędach, że Polacy ^gospodarują byle jak w porównaniu z Niemcami, a młodzież tłoczy się tylko „do biur rządowych" zamiast do przemysłu i handlu, bo ojcowie każą ich uczyć nie pożytecznego fachu, lecz „wszystkiego po trosze"5.
. Ten sam autor, kiedy już został porte-parole Wielopolskiego, nadal martwił się „przeludnieniem biur" oraz rozrostełn „proletariatu" adwokackiego6. O tworzeniu się „proletariatu urzędniczego" wspominał też margrabia7. Warto dodać, że przy pierwszych zapisach do Szkoły Głównej, w roku 1862, na 600 przyjętych studentów 400 wstąpiło na wydział prawno-administracyjny, którego liczebna przewaga utrzymała się do likwidacji uczelni".
Na razie więc reforma szkolna Wielopolskiego nie była w stanie zmienić tradycyjnego profilu nauczania: nastawiona była raczej na zapewnienie dopływu nowych, lepiej wykwalifikowanych sił do szkolnictwa, sądownictwa i administracji niż do gospodarki narodowej. Z tym jednak, że ilościowa rozbudowa systemu oświaty i rozpoczęta repolonizacja służb rządowych w Królestwie stwarzałyby zapewne tym nowym kadrom lepsze szanse kariery. Przyszło to jednak za późno. Jaką rolę motywacyjną odegrała niedrożność awansowa w procesie radykalizowania się inteligencji na początku lat sześćdziesiątych^ wymierzyć trudno. To pewna, że spiski warszawskie i tworzenie zrębów organizacji „czerwonych”, a później kadr organizacji powstań-/ czej, były w przeważającej mierze dziełem młodych inteligentów,/ wśród których nie brakowało funkcjonariuszy różnych wydziałów! rządowych (podobnie jak polskich oficerów ze szkół wojskowych! i sztabów carskiej armii).
Po klęsce powstania wszystkie te czynniki określające strukturę zawodową i sytuację bytową pracowników umysłowych działały nadal. ''"Ocenia się, że w końcu lat sześćdziesiątych przeszło 70% pracowników umysłowych w Warszawie było na etatach państwowych (licząc w tym dopiero co „zetatyzowane" duchowieństwo katolickie). Komunikacja, przemysł, handel i finanse (tj. banki prywatne) dostarczać miały — w Warszawie! — zajęcia zaledwie 1-5%.inteligencji, a jeszcze niższy odsetek przypadałby na „zajęcią wyzwolone"^ tj. na utrzymujących
(tabela).
R. Czepulis-Rastcnis, „KlaSsa umysłowa". Inteligencja Królestwa Polskiego 1832-1862, Warszawa 1973,
•.87-88,232-234; tejże. Lekarze urzędowi (1832—1862/, w: Społeczeństwo Królestwa Polskiego, c. III, red. W. Kula, Warszawa 1968, s. 70-72, 82-83; tejże. Kształtowanie się inteligencji technicznej w Królestwie Polskim, w: Społeczeństwo polskie XVIII i XIX wieku, t. IV, red. W. Kula i J. Leskie wieżowa. Warszawa 1970, a. 102-106.
N. Assorodobraj, Elementy świadomości klasowej mieszczaństwa, „Przegląd Socjologiczny", t. X (1948), s. 179-182.
Zob. L. G(umpIowicz], Korespondencja z Wiednia, „Dziennik Literacki" (Lwów) 1866, a. 331-333.
L. Powidaj, Polacy i Indianie, „Dziennik Literacki" 1864, s. 788.
, 5 [J. A. Miniszewski], Listy cztimkiewicm do marszałka. Warszawa 1858, s. 144-145.
' J. A Miniszewski, O tlulbit publicznej, „Dziennik Powizechny" 1862, nr 157.
18 A. M. Skalkowski, Aleksander Wielopolski to mielić archiwów rodzinnych, t. III. Poznań 1947, a. 123.
** ZoH. Dzieje Uniwersytetu Warszawskiego 1807-1915, pod red. S. Kieniewicza, Warszawa 1981, s. 348