Sposób, w jaki Szaniawski konfrontuje starego Nuta z jego przeszłością, jest jeszcze jednym wyrazem jego głębi artystycznej.
W ogóle jako dzieło sztuki jest Żeglarz utworem wysokiej miary. Jak w arcydziełach, każde zdanie jest niezbędne dla jakiegoś boku sprawy, każde daje się odnieść do samego jej środka, a żadne nie może być ujęte w pełni swego znaczenia bez ścisłego powiązania z całością”. (Żeglarz w Starym Teatrze, „Odrodzenie” 1946, nr 44).
*
Kazimierz Wyka przed wielu laty zwrócił uwagę na pewną znamienną wypowiedź dramaturga w końcowym fragmencie szkicu o Perzyńskim (Kjw, Konfesjonał Szaniawskiego, „Odrodzenie” 1948, nr 38).
Pisze Szaniawski:
„Zdaje mi się, że te utwory zyskałyby w jakimś teatrze «li-terackim*, bliższym estrady lub sceny, gdzie dyskretni aktorzy z typu intelektualistów staraliby się głównie o to, aby jak najlepiej podać słowo, zawierające w swoim toku i rysunek postaci, i dowcip często bardzo delikatny, bardzo ciekawy. (...) Czy był pisarzem wielkim? Nie wiem. Usunął się od wielkich, stał na uboczu. Więc nie należy go z innymi przymierzać. Nie podwyższał się na ukrytych szczudłach. Nie stał między «nauczycielami narodu*, może dlatego, iż nie sądził, że jak już pisarz, to posiadł wszystkie rozumy i wie na pewno, jak powinno być na świecie. Nie był gościem w gospodzie «pod wielkim Kabotynem*, w której lubią przebywać — jak twierdzą złośliwi — i najwięksi w narodzie, a więc i pisarze. Był zawsze sam”.
Komentuje Wyka:
„0 kim to mowa, czyje sztuki tak właśnie grać należy? (...) Któż to był podobnie sam i jest nim nadal w naszym dramacie, chociaż twierdzi, że znalazł samotnika podobnego sobie, że o nim jedynie mówi? Gdyby Szaniawski nie był autorem tych ustępów, tylko do niego mogłyby się one odnosić. I na pewno w kształcie niezamierzonego wyznania jego również dotyczą i jego określają".
T.P.