PRZYSZŁOŚĆ SPOŁECZEŃSTWA OBYWATELSKIEGO 245
ści, by robić wszystko w taki sposób, w jaki zawsze było to robione. Widmo nadal krąży nad Europą - widmo wolnej jednostki kwestionującej rozumność obycząju, tradycji i nawyków; jednostki, która jest wspólnotowa, lecz której nie da się w pełni określić przez jej przynależność do wspólnoty.
Pomimo swej reputacji typ amerykański nie stanowi jednak dokładnego przeciwieństwa typu europejskiego. Nie jest bytem czysto indywidualistycznym, lecz ma związki ze wspólnotą, nie utożsamiając się z nią bez reszty. Prawdziwe serce Ameryki, jak Tocqueville pojął słusznie na samym początku, to sztuka stowarzyszania się. W Ameryce, pięćdziesiąt lat po ratyfikacji konstytucji z 1781 roku, Tocqueville dostrzegł tysiące stowarzyszeń, społeczności, klubów, organizacji i bractw stworzonych przez samorządnych ludzi niennwyktych do tego, by nakazy, co robić i kiedy to robić, wydawane były przez państwo czy nawet obyczaj. W czasie rewolucji francuskiej, jak pisał, nie było nawet dziesięciu mężczyzn w całej Francji, którzy byliby zdolni korzystać ze sztuki zrzeszania się w takim stopniu, jak korzystali z niej Amerykanie.
W nowej nauce polityki, dodał Tocqueville, sztuka stowarzyszania się jest pierwszym prawem demokracji. Sztuka ta nie należy tylko do Amerykanów. Jest zakorzeniona w społecznej naturze człowieka Jej źródło nie leży w autorytecie państwa (tak jak we Francji) lub arystokracji (jak w Wielkiej Brytanii), lecz w zdolności wszystkich obywateli, by dawać początek kooperatywnym działaniom ze swymi towarzyszami, bez stosowania się do odgórnych nakazów. Amerykanin nie jest jednostką par exel-lence, lecz praktykiem stowarzyszenia par excellence. Amerykanin jest na wskroś społeczną jednostką. Prawie nic istotnego nie dzieje się w Ameryce poza wolnymi stowarzyszeniami wszelkich możliwych rodzajów. Według takiego modelu głównym podmiotem działającym na rzecz wspólnego dobra jest społeczeństwo cywilne; państwo ma rolę drugorzędną.
W Ameryce nawet kościoły zaczynają być uznawane za stowarzyszenia, uformowane z decyzji jednostek po to, by zrzeszyć się ze społecznościami historycznymi albo stworzyć nowe, nieznane dotąd sekty. W praktyce taka koncepcja kościołów jako stowarzyszeń zdobyła sporą wiarygodność, nawet dla katolików czy żydów, którzy historycznie nie myśleli o swoich wspólnotach