I NAWET LUSTRA BĘDĄ PO NASZEJ STRONIE
/%sdb o / <
v Am
uĄ,
musimy stąd wyjść tu przestaje być zabawnie przerwać pierścień okrążenia i wziąć świat jak kobietę z zaskoczenia i od tyłu musimy wziąć go-żywcemTjego^ŚliiraxmTptaKami' ze strzyżonymi na średnio po męsku trawiastymi kortami Wimbledonu z jeziorami rozrzuconymi po mazurskiej ziemi jak srebrne dukaty z dzikimi krajobrazami Syberii i z plażami Port of Spain zapełnionymi korowodami tańczących calypso musimy dużo czasu spędzać na słońcu na księżycu Jowiszu i Marsie schodzić na ziemię z radykalna sekta wenusjańskich ladacznic krzyczeć Free Nelson Mandela i dosypywać księżom do mszalnego wina j szczyptę johambiny która postawiłaby na nogi konia a potem plądrować kościoły w imieniu Świętej Rekwizycji i palić na stosach banknotów marihuanę wymieszaną z proszkiem do prania musibyć śmiesznie tak śmiesznie żeby Boris Vian przekręcił się w grobie na lewy bok i zaczął pisać o nas w tej niewygodnej pozycji jakieś Żywoty Świętych jakieś wyssane ze zgniłego ] historie o tym jak dosiedliśmy kolosów na"glinianvch nogach i wyruszyliśmy wielbłądzimtrucKtem z LaManczy by walczyć z helikoptera jak płynęliśmy statkiem w poprzek wzgórza z Pachitei na Ucayali /''jak nas chcieli zatrzymać pod Stalingradem za wygląd 0
i dla tradyćjfi jakfprSwadzeni przez Hasżka uaeknśmy fi '
tak pigkjue jak pięknie można uciec tylko z pola bitwy - i jak(Patteh dostał parę gum nie do żucia ino na rozgrzewkę bo jaK"2wykle wlókł się ostatni na swoim underdogu i o tym jakjąrzed komisia poborowa okazało się że wszyscy mamy DoIakierowaHepa^okcielThÓBr i jak u lry/Joni ^-4«śtra stanęły po naszejlitronie kiedy chcieli pozbawić im« długich włosów i jak Statua Wolności jęc/.nl n / rmknssy gwałcona przez nas po kolei a potem na wyrywki tO/Wszygtko się zdnrzy dlu takiego życia jasleśmy ni wm nml
tylko musimy stąd wyjść już iilyn/ę kii v |iln« i......liiiniijai a tfu
nasze wiersze parabognlrzucić dliiijnpiny iy *» mi luulii i wyihmUić 89.07.06
RIEKORD WYSOTY
wielki piawolnilt Tnmń obrusie w łańcuchy świtu robotnik nm w zaspanych oczach Trybuny Ludu błysk i kawałek żony w papierze śniadaniowym
na ósmym piętrze wiatru siodłamy bezsenną krowę troje rozbitków na p rzy 1 ądkujob rej rozmowy j, ,
Aldona buja obłoki w fotelu Mariusz sTuchn rewolucji na trąbkę Eustachiiis/.s
t buja o 3z sfuci ja piszę trzy krótkie wiersze potem trzy długie i znowu trzy krótkie 86.11.07.
PIOSENKA O MOJEJ WARSZAWIE
Noc przykłada czarny plaster do otwartej rany miasta,
; bez i jaśmin pachną w parkach jakby ktoś perfumy rozlał, i student paćka klejem parkan i wałkuje nieme ciasto przymarzniętej do plakatu twarzy ofiarnego kozła f nowej linii politycznej, kandydata do senatu sławiącego swoje miękkie serce oraz impulsywnosć.
Deszcz beztrosko zmywa z płotu twarze innych kandydatów, choć zrywanie ich nim skończy się kampania grozi grzywną.
Tramwaj zjeżdża do zajezdni, motorniczy mnie przeklina.
I bo głęboko zamyślony ażUo przedostatniej chwili 'ostałem tuż przy krawężniku. Tylko rękę w łokciu zginam, choć faktycznie w taki Wieczór łatwo można się pomylić: nie w tę stronę krok, jęk dzwonka, krzyk przechodnia i po krzyku\.
Tylko wielki żal zoHtaje. Żalczłowieka, żal ubrania.
Szybko schyla m się po własny cień leżący na chodniku, przywiązuję go do nogi i na skos przez skrzyżowania biegnę powtarzając sobie adres: Nurska siedem siedem.
Żadna myśl się nie przeciśnie przeztycłTsłów ciasnykzpaler.
Trzeba trzymać się odruchu, myśl o*tula serce pledem i usypia jalt niemowlę, kiedy ono chce oszaleć.
Ekshibicjonista w ciemnej bramie świecąc twarzą bladą wymachuje, bu i ma czym, gdy milicjant uciął sobie nielegalni) drzemkę w budce pod afgańską ambasadą-gdyby pedał wledziol, mógłby zgwałcić nie strzeżony obiekt. )
Biegnę skacząc przez, kałuże. Ze skrajności wpadam w skrajność/
To metafizyki nadmiar, to znów mam za mało ciała. - •'!f
Wiem, In ona pul rnktięe mnie pieszczotą miarodajną.
Nawe) ule |e«i zanluioKOiia porą. Właśnie prasowała. ~ 1 <
Ilei i /a cię na l\ i /eńln bluzki, majtki, spodnie i sukienki. floinnę zdobi nowy nlmiz, czarodziejski pierścień z okiem \ł ', . w barw In plnłkAw lo /onk winiowca. Tlo błękitne. Niby piękny, \
H Sliftż przecież, le uh rvwa jaszcze coś przed ludzkim wzrokiem j Kiedy wn#vnlko widać jak na dłoni, to dopiero stwarza ' ^ naw a wyłoni tnjamnico. Pół radosną, pół okrutną.
OilyiUlnwi #ymi lekko drapie mnie za uchem i powtarza,
Że już pum mpomiiinć o tym święcie, jest mi smutno i żałuję i magna snowii. niby taki wyzwolony i Wpisany w (era* <'/.luwiek, jeśli wolno mi powiedzieć coś na Inmal luli dużego, wszędzie zjawia się spóźniony, bo wy/MMiue /mlema łatwiej niż potrafi zmienić siebie.
Zawile wiy ei win, ulż może pojąć. I wychodzi z niego w’ najmniol uupuwloilniąj chwili szydło raz umarłych marzeń.
Dzieckiem oiielitlby być, mieć Boga kredką namalowanego, lecz Iłóg wybini i mi igi lito a cud już się kiedyś zdarzył.
/
-W/J
6
MA
121