- No i uważam... że to nie najlepiej - skończyła szybko Lucja.
Floss zapytała miłym spokojnym tonem:
- A co dokładnie powinno tam być napisane twoim zdaniem?
- Miejsce. Nazwa albo adres czy coś.
Nicholas przełknął piwo.
- Ale to niweczy pewien cel, prawda?
- Tajemniczość? - zapytała Łucja, a ja wybuchnę-łam śmiechem.
Tonio spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami, a mnie przeszedł dreszcz.
- Przepraszam. Ale to było śmieszne.
- Owszem - zgodził się ze mną. - Ale wiecie, czemu akurat tak piszemy.
- Ludzie nas znajdują - zauważył Max i sięgnął po kolejny kawałek brokułowo-orzechowej pizzy. - Słowo mówione i w ogóle.
Łucja, podobnie jak Nicholas i ja, zna część historii Tonią i Maxa. A to znaczy, że znamy też częściowo historię Banitów. Wiemy, że staramy się nie przyciągać uwagi z powodu „pewnych wydarzeń”. Podejrzewam, że każde z nas zna inny fragment tych wydarzeń, ale nie mam pewności, bo nigdy nie usiedliśmy, by obgadać tę sytuację. Wiemy też, że pracujemy z Floss i magią i że nie każdy zgadza się na magię bez względu na to, jaka ona jest i w jakim celu jest użyta.
Łucja zgodziła się, że rzeczywiście ludzie nas odnajdywali. Ale mimo że Łucja najlepiej z nas wszystkich odczytuje wszelkie podteksty i niedopowiedzenia, zignorowała to wszystko i dodała:
- Ale byłoby lepiej, gdyby poczta pantoflowa nie działała tak wolno.
- Jest dobrze - odrzekł Tonio, a w jego głosie zabrzmiała niebezpieczna nuta.
Nicholas, który nas obserwował i słuchał, postanowił przyłączyć się do Łucji.
- Ona ma rację, Tonio. Kocham Banitów, wiesz przecież. Inaczej by mnie tu nie było. Ale pieniądze przecierają szlaki, a nasz ostatnio jest okropnie zarośnięty.
Pamiętajcie, to był Nicholas. Kocham Nicholasa. Tak mi się wydaje. Kocham też Tonią, ale to zupełnie co innego. A trochę grosza by się nam przydało. Muszę przyznać, że ledwie wiążę koniec z końcem. Dużo przyjemniej byłoby mieć taki porządny węzeł. Więc przyłączyłam się do, jak mi się zdawało, zwycięskiej strony.
- Pieniądze nie są takie złe.
Tonio podniósł się, i to tak szybko, że jego krzesło odjechało ze zgrzytem, a na podłodze została brzydka rysa. Wstał tak gwałtownie, że aż zatrząsł się stół.
Floss odłożyła z gracją niedokończony kawałek pizzy i rozejrzała się z niepokojem. Ale Łucja, mimo że wyglądała, jakby się zaraz miała rozpłakać, upierała się przy swoim.
- Po prostu miło by było - prawie wyszeptała - gdyby sala była pełna przy otwarciu, a nie tuż przed zamknięciem.
- Dobrze - odezwał się spokojnie Tonio. Zbyt spokojnie. Powściągliwie. - Upewnijmy się, że wszyscy rozumieją, co się dzieje teraz i jak to się ma do tego, co działo się wtedy.
Max zaczął się niespokojnie kręcić. Wyglądało to tak, jakby ktoś rozpalił pod jego krzesłem ogień.
- Teraz rozwieszamy ulotki. Teraz ludzie, którzy chcą nas znaleźć, znajdują. Teraz poczta pantoflowa
27