pomiędzy nimi - niekoniecznie. Szczególnie jeśli znajdują się w oddzielonych pasmami górskimi dolinach. Cieszymy się więc, że nasza droga w ogóle istnieje. Miesiąc później jedna z takich przepraw między rejonem szamilskim i achwachskim skończyła się górską wspinaczką po znikającej w strumyku ścieżce lub raczej ścieżynkach wydeptanych przez owce, które co jakiś czas przeprawiały się przez strumyk w poszukiwaniu lepszego kąska.
*
Sąsiednia dolina to zwykle lokalna terra incognita, postrzegana nie tylko jako odległa, ale również obca i dziwaczna. Szczególnie silnie można to odczuć w tych rejonach Dagestanu, gdzie granice administracyjne pokrywają się z etnicznymi. Jadąc do sąsiedniego rejonu, a czasami nawet sąsiedniej wsi, ludzie automatycznie, bez zastanowienia przechodzą z własnego języka na rosyjski, bo jest to jedyny sposób porozumienia się z tamtejszymi mieszkańcami.
Dystanse na mapie, tak znaczące dla nas (szczególnie gdy nie wzięło się nic do jedzenia i picia), mają niewiele wspólnego z postrzeganiem i odczuwaniem przestrzeni przez miejscowych. Blisko jest to, co znane, oswojone: sąsiednia wieś, rajcentr, w którym załatwia się sprawy urzędowe, robi zakupy, chodzi na dyskoteki lub koncerty oraz - jeśli własny dżamaat zabrania jego sprzedaży - kupuje alkohol. Dalej jest już tylko Machaczkała, dokąd pielgrzymują wszyscy, mierząc odległość czasem jazdy marszrutki. Granica ziem rodzinnego dżamaatu lub rejonu - zwykle przełęcz, rzeka, pasmo górskie - stanowi granicę znanego. Tu spotykają się dwa lokalne końce świata. Brzmi to nieco górnolotnie, ale trudno było nie mieć wrażenia owego „końca” po rozmowie z pewnym spotkanym na przełęczy czabanem (pasterzem), któremu, wspólnie z jego nieco bardziej światowymi kolegami, dłuższą chwilę wyjaśnialiśmy, co to „zagranica” (i że nie jest w Rosji) oraz dlaczego paszportów takich jak nasze nie można wyrobić w Machaczkale.
Przełęcz to zwykle miejsce święte. Zamiast krzyży stoją tu usypane z kamieni kopce lub cudowne źródełka, gdzie obowiązkowo trzeba się zatrzymać (a jeśli przejeżdżamy tędy codziennie, to przynajmniej zwolnić i ściszyć muzykę), pomodlić lub pomyśleć życzenie, zawiązując szmatkę na pobliskim drzewku albo wetknię-(ej w kamienie gałęzi, czy też zostawić parę zwiniętych w rulonik rubli na szczęście.
Wracając z miasta, przekraczając ową przełęcz, prawdziwą bądź symboliczną, ludzie zwykle odmieniają się. Odprężają się, stają się bardziej rozmowni, zaczynają żartować. Kierowca włącza lokalną muzykę. Widać i czuć, że są u siebie, że czują się bezpiecznie. Teraz nawet zatrzymujący marszrutkę milicjanci nie wydają się groźni. Przecież to swoi, zawsze można się dogadać.
*
Zostawiając przełęcz daleko za sobą, docieramy do niewielkiej, ale płynącej dość głębokim kanionem rzeczki. „Maali” - mówi świeżo wyciosany z drewna drogowskaz na przyozdobionym zielonymi flagami moście („zielony” to oczywiście kolor islamu; dege-stańscy ekolodzy - o ile istnieją - muszą wybierać tu inne symbole). Czyżby jakieś święto muzułmańskie? Od rana nie mieliśmy prawie nic w ustach, co gorsza skończyła się woda, a zbocza kanionu są zbyt strome, aby ryzykować wyprawę do strumienia. Ale przegapić taki prazdnik? Z mapy wynika, że do Maali jest około dziesięciu kilometrów pod górę...
- Idziemy! - decydujemy w końcu. - Może ktoś nas podrzuci.
Co jakiś czas pylistą drogą mknie auto. Machamy jeden raz, drugi, trzeci... I nic. Dziwne. Autostop w Dagestanie to zwykle kwestia kilkunastu minut. Może to przez strój? Spodnie, T-shirt, brak chustki... Kto wie, może to „wahhabicka” wioska? Szybki skok za górkę - spódnica, rajstopy, coś na głowę. I... nic z tego. Co gorsza, z każdą minutą mija nas coraz mniej samochodów.
Okoliczne góry wyglądają surowo i groźnie, krajobraz robi się coraz bardziej księżycowy. Sucho, szaro. Wokół same kamienie. Jak można osiedlić się w takim miejscu? Gdzie nas licho niesie? Tyle jest przecież pięknych miejsc w Dagestanie... Jakieś rachityczne drzewka morelowe w jedynym w okolicy płaskim miejscu. Skąd oni tu biorą wodę? Jak podlewają uprawy i sady na zboczach gór? Nie żebyśmy martwili się aż tak bardzo o system irygacyjny rejonu gergebilskiego (Maali, jak się później dowiedzieliśmy, leży
61